poniedziałek, 30 września 2013

Kto zwiódł Adama, Szatan czy Ewa? Czyli o tym że to kobiety są wszystkiemu winne albo o tym czy złe skłonności zapisane są w genach.

 Autor : Urke - Nachalnik
 Tytuł : "Życiorys własny przestępcy"
 Wydawnictwo : Wydawnictwo Łódzkie
 Miejsce i rok wydania : Łódz 1989
 Książka : podaj dalej
 Gatunek : Pamiętnik / Wspomnienia

 
     Wspomnienia z życia żydowskiego złodzieja, niedoszłego rabina. Chłopak urodził się w  zamożnej rodzinie, nie cierpiał biedy, mógł nawet wybrać sobie szkołę  co chyba jednak często w w tamtych przedwojennych czasach ( przed pierwszą wojną światową) się nie zdarzało. Trafił do chederu na wyraźne życzenie matki , której nie chciał robić przykrości. Nauka to właściwie uczenie się Talmudu na pamięć. Zarówno matka jak i "nauczyciel" tłumaczyli mu by trzymał się z dala od kobiet bo to one są przyczyną wszystkich nieszczęść i sprowadzają ludzi czytaj mężczyzn na złą drogę.
    Cała reszta historii jest chciałoby się rzec typowa, kobiety jak tłumaczy autor faktycznie były przyczyną jego zejścia na lewo, po pierwszych doświadczeniach w życiu powiedzmy dorosłych było już tylko gorzej. Do rozpusty doszło ogólne złe towarzystwo i pociąg do świata przestępczego , któremu to Nachalnik nie mógł się oprzeć. Poznajemy przedwojenny świat, życie ludzi bogatych i biednych , uczciwych i tych mijających się zarówno z przepisami prawa jak i religii. Wędrujemy uliczkami miast a czasami i wiejskimi drogami, zaglądamy do domów i hoteli od tych z klasą do melin, dość szeroka to panorama społeczeństwa.
   Najciekawsze dla mnie jednak były nie tyle same doświadczenia życiowe głównego bohatera co to, co do nich doprowadziło. Znamy oczywiście szereg historii kiedy to bieda, wojna czy jaka inna niedola choćby nieszczęśliwy wypadek sprowadza kogoś na zła drogę. Jak wiadomo trudno jest wrócić do normalnego życia szczególnie jeśli nie ma wsparcia w rodzinie i otoczeniu a to drugie chyba jeszcze niż o pierwsze trudniej. Urke Nachalnik dostaje od losu szansę już w dniu w którym się urodził , przyszedł na świat w zamożnym domu, jak wspomniałam z kształceniem problemu nie byłoby żadnego, rodzina niejednokrotnie dawała mu szansę poprawy dając nie tylko dach nad głowa ale i pracę. Ojciec wypróbował chyba wszystkie możliwe i znane ówcześnie metody , nie ukrywajmy i dziś niewiele więcej można by zrobić dla dziecka jeśli ono tego nie chce.
   Urke w czasie kiedy uczy się pracy u rodziny zastanawia się jednocześnie jak długo jeszcze wytrzyma , ciągnęło go coś do tego złodziejskiego stylu życia, do tego towarzystwa i do końca on sam chyba nie wiedział co. W końcu jednak ulega , rzuca wszystko w kąt i wraca do .... Właśnie do czego? Niby do pieniędzy bez ciężkiej pracy (choć wiele razy usiłuje nam wytłumaczyć że nie jest to łatwy i lekki chleb to złodziejstwo) , do kobiet lekkich obyczajów i zabawy, alkoholu, seksu ok ok . Wraca tez jednak za każdym razem do melin, do strachu , do pretensji rozpuszczonych kochanek z każdym nowym dniem ryzykując aresztowanie. Trafia do aresztu nie jeden raz, bardzo ciekawie go opisuje czy za Rosjan czy za Niemców wszystko ma swoją cenę.
   Wspomniałam już że wzbudza moje zainteresowanie to co doprowadziło go na taka a nie inną drogę, miał wybór i możliwości. Zresztą i on sam się nad tym zastanawiał : 
    "Czyja to wina że stałem się złodziejem zbrodniarzem?...nieraz zastanawiałem się nad tym ,kto ponosi winę , że stałem się szkodliwą jednostką dla społeczeństwa,dla tych samych , którym z czasem miałem nieść pociechę duchową i ukojenie w nieszczęściu. Wtedy zdaje mi się , że składam się z dwóch istot . Czyli inaczej mówiąc to wszystko zło , które popełniłem w życiu, popełnił raczej mój sobowtór , niż ja, niedoszły rabin." *
   
     W rodzinie nie ma innych przestępców byśmy mogli winę zrzucić na geny. Sam autor zrzuca winę na swój słaby charakter , tu zgoda, i na kobiety. Faktycznie gdyby go posłuchać nie zastanawiając się nad tym bardziej można by stwierdzić że to prawda w jakimś przynajmniej sensie. Jak dla mnie jednak jest to tylko wymówka, choć on być może biorąc pod uwagę religijne swoje korzenie, słowa Talmudu, nauczyciela z chederu i matki wierzy w to co pisze. W końcu od początku świata od wydarzeń w Raju wiadomo że kobieta to zguba mężczyzny. Bo kto w końcu zwiódł Adama podając mu owoc?
 
    Opisany zostaje spory kawałek nieznanej nam już historii, miejsca jak żydowskie miasteczko w którym chował się i dorastał autor a których nam przez drugą wojnę światową poznać już nie było dane. Dużym plusem są przypisy tłumaczące znaczenie słów z żargonu więziennego czy złodziejskiego a co ważniejsze są podane na dole każdej strony , tam gdzie zostały użyte, najbardziej nie lubię tzw. słowniczków czy przypisów umieszczonych na końcu książki kiedy to musze założyć książkę w celu poszukania definicji zazwyczaj napisanej miniaturowym drukiem ukrytej wśród setek słów i literek. Poleganie na własnej wiedzy i intuicji często zawodzi ot choćby słowo powstaniec , szczególnie w tamtych latach kojarzy się odpowiednio a tu .... SZOK

   Smaczku samemu wydaniu nadaje reklama na ostatniej stronie. Mianowicie ogłasza się agencja detektywistyczna "Dempsey"  ach te czwartki, czekało się na , no dobra ja czekałam na serial a babcia zakrywała mi oczy w najciekawszych momentach.
  

    Zacytowany fragment pochodzi z "Życiorys własny przestępcy" Urke Nachalnik  Wydawnictwo Łódzkie


    Palce w działalności literackiej Urke - Nachalnika maczał sam Melchior Wańkowicz, jak czytałam nie jest to pierwszy kryminalista , którego talenta odkrył . Słabość taka? Tyle z internetu. W książce zaś wspominają że autora w więzieniu odkrył mgr. fil. Stanisław Kowalski , który zresztą zajął się korektą dzieła było to w 1933 roku chodzi o pierwsze wydanie nakładem Towarzystwa Opieki nad Więzniami "Patronat" w Poznaniu.

   
      Przypominam że książka jeśli ktoś jest chętny wędruje do pierwszej osoby która się zgłosi, ta zaś po jej otrzymaniu informuje mnie o tym , po przeczytaniu lektura może iść/lecieć/wędrować do kolejnej zgłoszonej osoby.   

środa, 25 września 2013

Aleksander Sołżenicyn "Jeden dzień Iwana Denisowicza"

  
  Aleksander Sołżenicyn znany głównie z dzieła pt. "Archipelag GUŁag" o całym systemie łagrowym. Pierwszym jego utworem był jednak "Dzień Iwana Denisowicza" , choć jest wręcz miniaturą w porównaniu do innych owoców pracy pisarza , jej wartość jest równie wielka choć kto wie czy i nie większa niż wspomniany wcześniej kilkutomowy "Archipelag". 
   Swego czasu była to wstrząsająca lektura, gdyż nagle ktoś odkrył przed światem jak to było w łagrach. Wydana została w czasie odwilży a na jej druk zgodę wydał sam Chruszczow. W naszym kraju zakazana była przez dwadzieścia pięć lat. Pisząc "swego czasu była ..." nie mam na myśli że dziś już nie jest , jednak to już nie tajemnice odkrywane przed czytelnikiem są najważniejsze. Po setkach innych relacji z tego piekła na ziemi, napisanych bardziej obrazowo, szokujących szczegółami o których Sołżenicyn nie mógł wspomnieć a już z pewnością nie mógł napisać wprost. Ta niewielkiej objętości książeczka  robi wrażenie formą w jakiej przekazana została opisana w niej historia.
   Beznamiętna relacja z dnia pracy ale i życia głównego bohatera jest celowym zabiegiem. Pozwala czytelnikowi na własne odczucia niczego mu nie narzucając, Należy też wziąć pod uwagę że autor po prostu nie chciał pisać inaczej w sensie że ( to wszystko "być może") psychika nie pozwalała mu na ukazanie uczuć. Kolejnym argumentem jest i to w jakim okresie Sołżenicyn pisał. Odwilż, a po odwilży jak uczy nas natura nigdy nic nie wiadomo i autor doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Należy też wczytać się w to co niedopowiedziane.  Ogólnie wydaje się że nawet nie było najgorzej , dało się żyć, jeśli wypracowało się normę to i jedzenie było ( tu polecam przeliczenie ilości i jakości tegoż jedzenia i porównanie z tym co zjadamy każdego dnia) Więzniowie otrzymują paczki, organizują sobie dodatkowe porcje strawy, ba nawet wspomina się o fryzjerze .... czy ktoś wierzy w tego fryzjera? Szczególnie po opisie wizyty u lekarza. Zadać sobie należy pytanie za jaką cenę utrzymywano się przy życiu. Większa norma = więcej jedzenia przez pięć dni, w praktyce cztery bo w pierwszym dniu ta większa porcja jedzenia trafia do "góry" .Wypracowanie tejże normy mogło kosztować nawet życie o zdrowiu nawet nie warto wspominać, jeśli ktoś uczciwie chciałby ją wypracować.
   Monotonia przebijająca z każdego zdania opisującego ten w gruncie rzeczy udany dzień ( godzina stania na mrozie -30 stopni) jest dobijająca, celowo, a jeśli jeszcze uświadomić sobie że ten dzień należy pomnożyć przez 365 dni ( rok)  , a  następnie przez 25 lat i dodać 3 dni z lat przestępnych .... Pomyślmy niejednokrotnie zdarza nam się narzekać czy też tylko słyszeć jak ktoś narzeka że: " tylko praca, dom, praca dom , ciągle to samo i żadnej odmiany" . Ludzie wręcz z tego powodu popadają w depresje i to mając przy sobie bliskich, śpiąc w wygodnej pościeli mając dach nad głową i smaczną strawę . A oni .... trzy tysiące sześćset pięćdziesiąt trzy dni bez wyżej wspomnianych wygód, w strachu że coś się nie spodoba, że za coś ukarzą albo i bez czegoś, zabiorą, zamkną. Wyrok przedłużą.  
   Ta opowieść to bezmiar cierpienia, nie rzucające się w oczy ale istniejące codzienne dramaty ludzi postaci pobocznych, dla nich każdy nowy dzień to nowa walka o przetrwanie , walka z oprawcą , naturą ale i z samym sobą.
        
zródło zdjęcia:www.polityka.pl


   Autor : Aleksander Sołżenicyn
     Tytuł:  "Jeden dzień Iwana Denisowicza
   Przekład : Witold Dąbrowski, Irena Lewandowska
     Wydawnictwo : Polityka Spółdzielnia Pracy
  Seria : Współczesna Literatura Rosyjska ,Biblioteka Polityki
     Książka : zostaje u mnie

       Wyzwanie:
                     

wtorek, 24 września 2013

Czytelnicze plany na jesień część II

 
   Właściwie jesień dopiero co się rozpoczęła ta kalendarzowa. Jednak pogoda mówi co innego nie pozwalając nam na jakąkolwiek pewność co do poru roku. Chodziliśmy już w czapkach i zimowych kurtkach po to by teraz jednak poprzestać na krótkich spodenkach i ewentualnej bluzie jeśli ktoś jest zupełnym zmarzluchem. Wczoraj sama w takim stroju właściwie letnim urzędowałam na podwórku.
   Jedyne co jest pewne to to że nie zabraknie książek do pochłaniania, gorzej z czasem. Niby chłodniej, częściej człowiek siedzi w domu a jednak czas ucieka między palcami. Droga do i z przedszkola niestety mimo gigantycznych korków w moim mieście( za co dziękuję codziennie od nowa panie Grobelny) nie sprzyja lekturze bowiem jadę  nie tylko w korku ale i w ścisku no i z dzieckiem ( za dojazdy przymusowe również dziękuję panie Grobelny) i wrrrr .....
     Niemniej choćby po to by nie dać się chandrze należałoby rozejrzeć się za odpowiednim pokarmem dla duszy. Z pewnością sięgnę po "Przeklęte, zaklęte" oraz "Odkurzanie firmamentu"  będące dla mnie balsamem, szykuję się na mam nadzieje smakowitą lekturę pt. "Pamiętnik matki" Marcjanny Fornalskiej oraz na tu raczej nie mam wątpliwości "Boso ale w ostrogach" Grzesiuka.
    Filmowo jest kiepsko, nie ma co oglądać serialowo lepiej oglądam "Pamiętniki wampirów" oraz "Żywe trupy" w oczekiwaniu na nowe serie startujące w październiku.
 
   Chciałabym też przeczytać i to w najbliższym czasie książki z dalszych bibliotek tak by zimą nie musieć do nich jeździć za to zimą będę nadrabiać zaległości półkowe a jest ich sporo. I kolejne książki niedługo mam nadzieje nadciągną tutaj określenie sporo nie oddaje stanu faktycznego co bardzo mnie cieszy a i tak starałam się ograniczać.
 

poniedziałek, 23 września 2013

Ukryte piękno

 
 
  Autor : Jacek Hugo - Bader 
 Tytuł : "Dzienniki kołymskie" 
Wydawnictwo : Wydawnictwo Czarne 
  Seria : Reportaż
 Miejsce i rok wydania : Wołowiec 2011
  Wyzwanie : Czytamy serie wydawnicze
 Książka : z  biblioteki 

      Do tego stopnia porywająca i z  głębi duszy rosyjska jest ta książka że jeszcze przed chwilką szukałam tytułu oryginału i tłumacza. Przecież wiem doskonale kim jest jej autor, nie jest to pierwsza przeze mnie przeczytana pozycja jego autorstwa a jednak dałam się zwieść a może oczarować ? O tym że Jacek Hugo - Bader jest w moim ukochanym kraju równie jak ja zakochany wiem nie od dziś , podzielam całkowicie zachwyt i wieczną ciekawość tego świata . Bliskiego a jakże innego. Choć czy na pewno innego? Gdyby się zastanowić wiele nas łączy.Historia, alkohol i coraz częściej żal za tym co było. Z trzezwym spojrzeniem rzecz jasna bez idealizowania. Nikt w końcu nie powie że w Łagrach było lepiej niż jest teraz, no może były więzień kryminalny ale Ci raczej sobie radzą i na wolności.
   Podoba mi się podejście pana Jacka do opisywanej rzeczywistości, wszak o tym co ogólnie wiadomo, co błyszczy i o czym się mówi na salonach o nowym życiu bogaczy dowiemy się wszędzie wystarczy tylko kliknąć i mamy przegląd najnowszych wieści. To co mnie interesuje i przyciąga niczym magnes to życie codzienne, ot szara rzeczywistość i o tym pisze w swoich dziennikach.
   Jak sam o sobie mówi pan Jacek : 
  " Opisuję świat z perspektywy trotuaru. Idę po trotuarze, czasami noga mi się omsknie , wpadnę do rynsztoka, wstanę, otrzepie się i ide dalej. Mnie interesują doły, niziny społeczne. Nie interesuje mnie polityka, chyba że jest to folklor polityczny. Mnie bardziej interesują odrzuceni niż wybrani" 
    I to właśnie sprawia że Jego reportaże są mi tak bliskie, zdecydowanie bliższe tez codzienności zwykłego szarego człowieka. Szczególnie człowieka tak doświadczonego jak wspomniani w reportażach ludzie z których każdy ma historię do opowiedzenia. Jednocześnie pan Jacek idealnie wyczuwa , intuicyjnie chyba czego kto od niego potrzebuje. Zatem w chwilach kiedy człowiekowi brakuje słów , odpowiednich słów.

  Czy ja już kiedyś pisałam że kocham ten kraj? Jeśli nie to teraz się przyznaję. Dzięki książkom takim jak "Dzienniki kołymskie" choć przez chwilę wędruję wraz z autorem i wcale ale to wcale nie chce mi się wracać. 

                              
 
oraz
 
 

   

poniedziałek, 16 września 2013

" Listy przeciwko wojnie" Tiziano Terzani

 
   Autor : Tiziano Terzani
   Tytuł : "Listy przeciwko wojnie"
   Tytuł oryginału : "Lettere contro la guerra"
   Przekład : Joanna Wachowiak - Finlasion
   Wydawnictwo : W.A.B.
   Seria : Terra incognita
   Książka : z biblioteki
   Miejsce i rok wydania : Warszawa 2012 wydanie I


        
   Jak co roku we wrześniu wraca do mnie temat wojny , wiadomo daty takie jak 1 września 1939 czy 17 września 1939 dla każdego Polaka są datami nie do zapomnienia. Cały świat z kolei czasami mam wątpliwości czy aby pamięta. Za to wątpliwości nie mam że cały świat (zachodni)  zna i pamięta datę 11 września 2001. O to dba Ameryka. Nie żebym negowała tragedię zmarłych czy udawała że to zdarzenie nie miało znaczenia. Jednak dla mnie i nie tylko jest to też data kiedy cały świat pod wpływem wydarzeń pozwolił na to by Ameryka , tu mam na myśli rząd, rozpoczęła swoją własną wojnę , która trwa do dziś. Pomijam oczywiście kwestię teorii spiskowych, niemniej to co nazwano wojną z terroryzmem wcale nią nie jest. O tym m.in. napisał w listach przeciwko wojnie Terzani, pomyślmy co i dlaczego na Boga nadal dzieje się w Afganistanie? Kto tam ginie? Podpowiem głównie cywile , których jedyną "winą" jest to że urodzili się tam na tej ziemi od lat kilkudziesięciu męczonej wojnami. Osama Bin Laden , a któż go stworzył? Kto pomagał mu albo raczej komu On pomagał? Nie jest tajemnicą że mimo wielkich pieniędzy , bez pomocy Ameryki swego czasu nie osiągnąłby takiego statusu jaki osiągnąć mu się udało. Po raz kolejny w historii Stany Zjednoczone wykorzystały kogoś do swojej walki a kiedy ten nie dał się wodzić za nos i zaczął bój  o swoją sprawę postanowiły to ukrócić. Tyle tylko że okazało się to znacznie trudniejsze niż miało być.
    Nie ukrywam że czuję pewną sympatię do Baracka Obamy, choćby ze względu na to co wydawało mi się nas łączy , poglądy rzecz jasna. Kiedy czytałam "Ocalone marzenia" miałam wrażenie że myślimy a i czujemy często tak samo. Miałam też nie ukrywam nadzieje że zakończy On te niegodną i hańbiącą Stany sprawę okupacji Afganistanu. Bo trzeba rzecz nazwać po imieniu, to okupacja!!!  Pomyliłam się , jestem rozczarowana. Marzenia, ideały wszystko to jest nie ważne  kiedy idzie o pieniądze, o panowanie nad światem o bycie potęgą.
    Wiem ze nie jestem jedyną osobą myślącą w ten sposób, wiem tez że i u nas coraz częściej przemilcza się zdanie tych , którzy są przeciw naszej misji "pokojowej". Nie dziwi zatem że i w telewizjach zachodnich słyszymy i widzimy tylko to co chcą nam pokazać czyli zadowolonych z interwencji Afgańczyków, tych zaniepokojonych , wystraszonych nie słyszymy. Tych których bliscy zginęli w bombardowaniach "pomyłkowych" tzw.  nie słyszymy, kalectw będących efektem tychże bombardowań czy też wybuchów min nie widzimy. Miny powiecie to nie robota Amerykańskich sił wojskowych ( pokojowych ???) ...
    Pamiętacie słowa pewnej piosenki wojennej ?

      ... Pod czołg idzie z butelką dziewczyna ....
                         
                        
    Albo może inna bardziej adekwatna :

     
   
                 

        
     I nawet niech nikt mi nie próbuje tłumaczyć że są różnice, nie ma żadnej na każdej wojnie giną LUDZIE. Tak trudno zrozumieć że "wróg" też ma rodzinę, dom, marzenia.....
      Zresztą jaki wróg? W tym przypadku niepiśmienny wieśniak, który nawet do końca nie wie kim był Bin Laden? Talibowie - może czas odczarować to słowo , spojrzeć obiektywnie w tym celu na start dobre będą właśnie "Listy przeciwko wojnie" Tiziano T.
 
       Książka czytana w ramach wyzwania :

     

"Ekologiczne dzieciaki"

 
  
Czyli 100 rzeczy , które możesz zrobić , by ocalić planetę. Sporo ciekawych pomysłów jak dbać o ziemię , jak oszczędzać energie elektryczną choćby przez używanie ładowarek na energię słoneczna do sprzętów takich jak iPody , baterie , latarki czy telefony. Zrobienie domowego łapacza ciepła pod drzwi czy okna tez jest ciekawym pomysłem , taki mieliśmy w ubiegłym roku zrobiony ze starych dziecinnych rajstop, zapodział się dopiero przy remoncie, dzieci jednak nadal rosną zatem nie będzie problemu z nowym.
    Bywają i takie pomysły z którymi nie mogę się zgodzić jak choćby używanie ciętych kwiatów  , tu buntuje się moja dusza całkowicie, również jeśli chodzi o rady mojej guru Loreau czy o interesujące mnie założenia Feng Shui . Miejsce kwiatów jest w naturze !!! Ciętym kwiatom mówię stanowcze nie a w prezencie można jeśli już trzeba dać kwiatka w doniczce. Wprawdzie tu poleca się je zamiast sztucznych a ja zastanawiam się czy nie można nie używać sztucznych nie używając jednocześnie ciętych? Sztuczne to dla mnie po prostu coś nieeleganckiego a żywe cięte  nawet jeśli później możemy wrzucić je na kompostownik to dla mnie totalne niezrozumienie tematu ochrony środowiska.
    Ogólnie wrażenie bardzo pozytywne mimo wszystko , spisałam masę pomysłów do wykorzystania. O niektórych z pewnością wspomnę na blogu.

    Autor : Kim McKay i Jenny Bonnin
     Tytuł: " Ekologiczne dzieciaki"
    Wydawnictwo : National Geographic
     Wydanie polskie : G+J RBA
    Tytuł oryginału : True Green Kids


     

środa, 11 września 2013

Chorzy z powodu zdrowego żywienia


    Coraz częściej dochodzą do nas sprzeczne wyniki badań  najróżniejszych specjalistów.Wystarczy przejrzeć ze dwa numery czasopism dotyczących zdrowia. Każdy chyba w swoim życiu zetknął się z tymże jedno zródło podaje wynik jakiegoś badania po czym natykamy się na wyniki innego badania dotyczące tej samej rzeczy całkowicie sprzeczne z pierwszymi. Zdarza się to często w sprawach zdrowia, leków a już wyjątkowo często w kwestiach dbania o urodę.
    Ciekawym potwierdzeniem tego zamieszania są wieści dochodzące nas z dziedziny farmaceutycznej, znikają leki dotychczas stosowane i to długo , pewne leki trafiają na listę wydawanych tylko na receptę po czym po jakimś czasie znów można zakupić je bez żadnego problemu. Tak było choćby z powszechnie stosowana Pyralginą.
   W tym zalewie sprzecznych informacji trzymamy się choć z grubsza tez uznanych za słuszne , powtarzanych przez specjalistów trenerów, dietetyków mam tu na myśli zdrowe odżywianie i zdrowy tryb życia. Witamina C wszechstronna, zielona herbata - same plusy o choćby antyoksydanty. Chcesz schudnąć licz kalorie , nie jedz cukru .... chyba wszyscy zgadzają się z tymi wskazaniami.
    Udo Pollmer niemiecki dietetyk i jego współpracownicy zadali sobie sporo trudu sprawdzając wszelkie tezy dotyczące zdrowego odżywiania . W tej książce przedstawiają wyniki swoich obserwacji oraz badań wszelakich , które wszystko co wiemy o dietetyce stawiają na głowie. Nawet jeśli jesteśmy sceptykami to i tak pozostaje niepewność , bo co jeśli wszystko co wiemy o odżywianiu to nieprawda?
 
   Autorzy : Udo Pollmer, Andrea Fock, Ulrike Gonder, Karin Haug
   Tytuł : "Smacznego!Chorzy z powodu zdrowego jedzenia"
   Wydawnictwo : Państwowy Instytut Wydawniczy
   Tytuł oryginału : "Prost mahlzeit! Kramk durch gesunde ernahrung"
   Przekład: Magdalena Zadrąg
   Miejsce i rok wydania :Warszawa 2010
   Książka : zostaje u mnie
     

wtorek, 10 września 2013

"Mrówki w płonącym ognisku" Teresa Oleś - Owczarkowa

 
   Zapowiadało się znakomicie. Wszystko to co lubię czyli wspomnienia, codzienność , powojenna wieś z jej troskami , smutkami ale i radościami. Ciepło, miłość ale i brutalność biedy , trudnego życia. Nawet fragmentami było całkiem dobrze, wiele z przytoczonych obrazów sama ze wsi pamiętam i to niekoniecznie tej zaraz powojennej. W końcu jestem młodsza. Jednak i ja pamiętam pieczenie chleba na tydzień, sień w której ludzie mijali się ze zwierzętami. Jazdy na wozie , skakanie na sianie, wykopki czy cos co zawsze mnie zadziwiało że wśród jednakowych pól każdy wiedział , który kawałek ziemi jest jego.
   Jest to opis wsi , która sama znam i kocham i do której często tęsknię tym bardziej że wiem co stało się z moim ulubionym miejscem na ziemi. Krowę chociażby czy kurę częściej widuję w sklepie na opakowaniu produktu żywnościowego niż mieszkańcy "mojej" wsi na własnych podwórkach. Ich mieszkania są urządzone w tej chwili w bardziej wyszukanym stylu niż nasze w mieście, kilka łazienek , bidety, salony i sypialnie ... a sama pamiętam jak spało się w jednaj izbie lub co ciekawsze na górze w kuchni na piecu ( czy nazywało się to miejsce inaczej nie pamiętam) . Kąpiel w balii ... stare dobre czasy.
  Pewnie że nie zawsze było dobrze, że były problemy, że smutki i niemożność utrzymania rodzin często odbijano sobie zapijając się ku zapomnieniu. Jednak pozostaje pytanie czy dziś jest inaczej? Właśnie pęd ku zapewnieniu sobie tego co nagle uznaliśmy za niezbędne spowodował nieuchronne zmiany. I o tych zmianach jest ta książka, migawki z dawniej i obecnie mieszają się pozwalając na porównania , wzbudzając tęsknoty za tym co było i minęło bezpowrotnie.
   Sama nie wiem i nie rozumiem dlaczego, mimo iż temat jest mi bliski , w wielu sprawach zgadzam się z autorką mam wręcz podobne spostrzeżenia i z równą nostalgią wspominam stare dobre, minione czasy. Dlaczego książka mnie nie wciągnęła? Dlaczego nie porwała mnie , nie dałam wręcz rady jej przeczytać do końca a i te 130 stron , które przeczytałam czytałam długo , mozolnie i z poczucia obowiązku. Język? Może to że nie jest to jednorodna opowieść w formie pamiętnika chociażby tylko właśnie takie oderwane od siebie obrazki ni stąd ni zowąd przerywane nagłymi wpisami współczesności. Nie wiem , mnie niestety mimo bliskiego mi tematu książka ta nie sprawiła przyjemności.

    Autor : Teresa Oleś - Owczarkowa
    Tytuł: " Mrówki w płonącym ognisku"
    Wydawnictwo : Wydawnictwo M
    Miejsce i rok wydania : Kraków 2013
  

    

    Książka przeczytana w ramach wyzwania "Polacy nie gęsi..."
 
 
 Za książkę dziękuję Wydawnictwu M
 
 

niedziela, 8 września 2013

Spóznione losowanie i usprawiedliwienie

 
   Bardzo Was przepraszam że wyniki dopiero dzisiaj zamiast w piątek ale miałam małe zamieszanie po zalaniu mieszkania , nie tylko swojego zalałam również dwa mieszkania pod nami. Banalna sprawa - wężyk pod zlewem. Wrrr
  Dopiero dziś mam chwilę czasu , w przeciwieństwie do wody i zlewozmywaka w kuchni. Na to jeszcze poczekam. Dodatkowo w zmywarce włączyła się blokada automatyczna i myśleliśmy że i ona się zepsuła, dzięki Bogu okazało się że nie. Zatem proszę o wyrozumiałość.


    Po "Pamiętnik Stefana" zgłosiła się jedna osoba zatem bez losowania do niej pojedzie ta książka. Jest to eyesOFsoul , przypominam o wysłaniu mi adresu mam dla Ciebie również książkę o "Szymonie Wiesenthalu"  wyślę obie razem. Pod warunkiem otrzymania adresu oczywiście.

   Na biografię Katarzyny II było więcej chętnych :

    Faledor
    Zosiek
    Eliza
    Barbara Wójcik
 
  Wybaczcie brak zdjęć ale w tym zamieszaniu nie mam do nich głowy, nawet dzieci nie angażowałam do losowania. Szczęśliwą posiadaczka książki została Zosiek , również proszę o wysłanie mi adresu do wysyłki.
  
    

środa, 4 września 2013

Kryminał dobry na wszystko !

 
  Autor : Carola Dunn
  Tytuł : ""Śmierć w posiadłości Wentwaterów"
  Tytuł oryginału : "Death at Wentwater Court
  Przekład : Katarzyna M. Bednarska , Lingua Lab
  Wydawnictwo : Edipresse Polska SA
  Seria : Kryminalne przypadki Daisy D.
  Książka : zostaje u mnie

         Z okładki :
     " Daisy staje przed pierwszym zawodowym wyzwaniem - ma napisać kilka artykułów o angielskich rezydencjach. Wyrusza w podróż do rodzinnego majątku Wentwaterów, który ma zamiar opisać jako pierwszy. Wiktoriańska posiadłość okazuje się bardzo urokliwa, ale jej mieszkańcy niespecjalnie dla siebie życzliwi. Powodem wydaje się być Annabel , młoda zna lorda Wentwatera, dojrzałego mężczyzny po przejściach. Tak piękna i pełna wdzięku kobieta musi budzić emocje. Nic dziwnego, że w rodzinie aż huczy od plotek i złośliwych podejrzeń o zdradę. Gdy na terenie posesji zostają znalezione zwłoki nonszalanckiego playboya, który od kilku dni gościł u Wentwaterów , morderstwo w afekcie wydaje się oczywiste. Tam jednak , gdzie twarda logika Scotland Yardu gubi trop, pojawiają się wsparte intuicją Daisy nowe wątki w sprawie."

         Kryminalna zagadka z jednej strony typowa rzec można klasyczna , miłość , zdrada , szantaż, zazdrość , trójkąt a raczej wielokąt miłosny. Konwenanse, zmiany obyczajów zauważone i świetnie opisane przez autorkę mające niebagatelny wpływ na losy bohaterów. O ile podejrzani i ich ewentualne motywy są dość typowe ,o tyle  główna bohaterka jest osobą oryginalną i dość nietypową jak na czasy w których żyje. Bardzo miła, sympatyczna inteligentna można ją naprawdę polubić a wątek współpracy z policjantem ze Scotland Yardu jest najmocniejszą strona powieści.
     Czyta się szybko i to w każdych warunkach co jest szczególnie istotne dla osób, które podobnie jak ja wykorzystują na lekturę każdą wolną chwilę. Nadaje się zarówno do fotela, autobusu nawet jeśli musimy stać jak i do ...... ( wiem naganne i w ogóle bo można zamoczyć, utopić ) wanny. Idealna na poprawę humoru!!!
 
     Książka przeczytana w ramach wyzwań :
               
                        

     oraz

                                        

                              ( lata 20 lata 30 - czas akcji )

Czytelnicze plany na jesień część I


  Jesień jest moją ulubiona porą roku , od lat na nią czekam z utęsknieniem. Nie jest już gorąco ale jeszcze nie zupełnie zimno, wystarczy kurtka i cieplejsze buty, nie marznie człowiek a nawet jeśli czasem zmoknie to tym przyjemniej jest wrócić do domu, zrobić gorącej herbaty zanurzyć się w gorącej kąpieli a po niej schować się ciepło ubraną pod mięciutkim kocem z książką, wolną ręką obejmując kubek z ciepłym napojem , miłe pomarańczowe światło ... same przyjemności. Jak tu nie lubić jesieni?

   Rzecz jasna w takim okresie warto jest wrócić do książek , które znamy i kochamy, których treść jest balsamem dla naszej duszy, więcej lektur dotyczących codziennych małych przyjemności albo dla odmiany coś o trudnych chwilach w życiu innych , tak by uzmysłowić sobie że wcale nie jest tak zle, że bywało gorzej i ża mamy co dzień za co dziękować. Zwyczajowo już jesienią wrócę do Jeżycjady, zwiększę ilość czytanych sag norweskich i zanurzę się w świecie wspomnień i pamiętników dotyczących trudnych czasów.

   Dodatkowo czekają książki z biblioteki , cała półka , jak znajdę chwilkę to może wrzucę zdjęcie zarówno tego specyficznego stosu jak i kuszących mnie sag ....
 
    A wy lubicie jesień ?

niedziela, 1 września 2013

Perfekcyjna Pani Domu mogłaby się jeszcze wiele nauczyć


 Autor : Dominique Loreau
 Tytuł : "Sztuka sprzątania. Uporządkuj swój dom i swoje życie."
 Tytuł oryginału : " Faire le menage chez soi,faire le menage en soi"
 Przekład : Angelina Waśko - Bongiraud
 Wydawnictwo : Czarna Owca
 Miejsce i rok wydania : Warszawa 2013
 Wyzwanie :  Trójka e - pik
 Książka : zostaje u mnie
      
                       
              

        O tym że Dominique Loreau jest moja gwiazdą przewodnią w dążeniu do znalezienia sensu życia poza panującym wyścigiem szczurów w moim pokoleniu, nikogo nie musze przekonywać. Wystarczająco często się na nią powołuję .Do większości spraw mamy podobne podejście. Uważam że minimalizm jest nie tylko modą ale po prostu sposobem na życie. Swoistą terapią do zastosowania w każdej dziedzinie życia by wprowadzić doń ład, harmonię i zwrócić się ku swemu wnętrzu. Inwestować czas w swój własny rozwój , tylko dla siebie , by żyć tak jak ja chcę i by mnie było dobrze a nie by robić wrażenie na innych.
     W odpowiednim momencie bo w chwilę po remoncie ,który pomógł mi w kwestii ograniczania przedmiotów , dowiedziałam się o "Sztuce sprzątania" Loreau . Natychmiast ją zakupiłam i przeczytałam od deski do deski, robiąc przerwy na porządki. Jak zwykle w przypadku tej francuskiej pisarki nie zawiodłam się .Wręcz odnoszę wrażenie że książka ta została napisana specjalnie dla mnie.
    Podejście Dominique do porządków jest dla nas czymś nowym albo powinnam napisać czymś na nowo odkrytym. Autorka przekonuje nas że zajmowanie się domem , jego organizacją , sprzątaniem oraz harmonijnym urządzeniem zgodnym z założeniami minimalizmu jest zajęciem bardzo istotnym. Wpływającym bezpośrednio nie tylko na sam dom ale przede wszystkim na jego mieszkańców. Najprościej mówiąc nie ma możliwości by być spokojnym, zorganizowanym i opanowanym mając chaos w swoim otoczeniu. Obraz Twojego domu to obraz Twojego wnętrza. Jak masz w domu tak masz w głowie. I to do mnie trafia. Zawsze miałam się za minimalistkę , przy lekturze kolejnych książek Dominique Loreau dowiaduję się ciągle jak wiele mi jeszcze brakuje do wymarzonego obrazu. To dobrze , dzięki temu jestem ciągle w drodze do celu. Minimalizm zaś wg. autorki jest niczym innym jak drogą życia właśnie.
    Zaznaczyć chciałabym jeszcze dwie rzeczy. Jedna to szata graficzna - cudeńko. Oszczędnie , pięknie i z klasą , okładka z gatunku najlepszych, można siedzieć i podziwiać bez zaglądania nawet do środka. I druga rzecz, tym razem mniej miła. Osobę odpowiedzialną za wydanie "Sztuki minimalizmu" w twardej oprawie i w odmiennym formacie  niż dotychczasowe tomy zostawię w spokoju tylko dlatego że zwerbalizowanie tego o czym myślę mogłoby okazać się karalne. Jak to ma wyglądać na półce zapytuję ?
   
               Książka przeczytana w ramach wyzwania :
                     ( literatura francuska - kraj pochodzenia autora)
              


   Inne książki tej autorki :
  "Sztuka prostoty" Dominique Loreau (klik)

Podsumowanie sierpnia

   Przeczytałam 12 książek , chyba całkiem niezły wynik licząc operację syna i remont mieszkania z którym to walczymy jeszcze i dziś. Pewnie że mogłoby być więcej ale w końcu nie przesadzajmy , nadchodzi jesień to i czytanie się nadrobi.
    W sierpniowym wyzwaniu Trójka e - pik  przeczytałam tylko dwie książki
   "Tańczący z lwami.Moja afrykańska przygoda" T. Fitzjohn (opinia)- ksiazka o kontynencie afrykańskim
   "Psi żywot" Peter Mayle (opinia)- książka której bohaterem jest zwierzę
 
   Do wyzwania "Czytamy serie wydawnicze" przeczytałam trzy pozycje
   " Pani na Czahticach" J. Nieznansky (opinia) - z mroków przeszłości
   "Po moim trupie" Rex Stout (opinia) - klasyka kryminału
   "Jesteś tylko diabłem " Joe Alex (opinia) - klasyka kryminału

  Mimo najszczerszych chęci nie zdążyłam trzech przeczytanych pozycji opisać, niestety coraz częściej mi się to zdarza. Postaram się to nadrobić we wrześniu. Nigdy nie pisałam Wam , która książka cieszyła się największym powodzeniem ( dokładniej , który post miał najwięcej wejść) ale tym razem pobiła wszystko , czemu wcale się nie dziwię książka "Miedzianka.Historia znikania" ( opinia ).

  Najwięcej radości sprawił mi udział w akcji TARGANIA  książek zarówno to że mogłam tam pomagać jak i to że wreszcie sama siebie przekonałam że nie warto "kisić" książek w domu tylko się nimi dzielić. Akcja z wakacyjnym rozdawaniem książek wprawdzie się kończy ale wprowadziłam nową czyli "Podaj dalej" i planuję jeszcze coś ciekawego co umożliwi mi rozdawanie Wam najprzeróżniejszych prezentów związanych z literaturą.
  
   Z osiągnięć mogę pochwalić się tym że nareszcie odważyłam się założyć nowy blog, tym razem o minimalizmie i uporządkowywaniu swojego życia i wnętrza ( duszy) oraz samorozwoju co jest naturalną konsekwencją ograniczania i porządkowania według Dominique Loreau , której to "Sztukę sprzątania" aktualnie czytam co chwila przerywając w celu ...... tak , sprzątania.