wtorek, 1 maja 2012

"Nikt nie widział,nikt nie słyszał" Małgorzata Warda

    Nie dołączę do tłumu zachwyconych czytelników. Po przeczytaniu rekomendacji na różnych blogach spodziewałam się jednak czegoś innego. Nie, książka nie jest zła. Nie zamierzam jej jakoś specjalnie krytykować, nie czuję takiej potrzeby.
    Historie trzech kobiet Agnieszki, Leny i Moniki oraz jednej dziewczynki Sary,łączy porwanie, zostały uprowadzone, bądz ktoś z ich rodziny miał tego pecha. Niemniej sam fakt uprowadzenia wpływa na każdą z nich.
   Sara nagle znika,ot tak bez śladu.Poszukiwania prowadzi policja, rodzina jak i sąsiedzi,te wysiłki nie dają żadnego rezultatu,nie ma dziecka, nie ma ciała....nikt nic nie widział,nikt nic nie słyszał,wprawdzie wiadomo iż ostatni raz widziana była na drodze na lotnisko,po co tam poszła  czy to była ona? Z tym koszmarem żyje od dwudziestu lat Lena,kolejna kobieta nieszczęśliwa w tej opowieści, siostra Sary,która wraz z ojcem wierzy w odnalezienie zaginionej, czasami miewa wątpliwości któż by ich nie miał.Lena jako dorosła kobieta sprzedaje własne ciało,nie nie jest prostytutką, pozuje na ASP i nie tylko, ale jak nazwać sytuację kiedy kobieta rozbiera się, przebiera i pozwala za pieniądze zrobić ze sobą wszystko? Czy za poniżenie i strach jest jakaś cena? Lena usilnie przekonuje samą siebie że tak, nieudolnie, mnie nie przekonała.
   Agnieszka, Polka wychowana we Francji. Matka zostawią ją na przechowanie u swojej przyjaciółki.Pózniej zabiera ją do siebie,Agnieszka jednak wolałaby zostać u dotychczasowej opiekunki.Agnieszka odnosi sukces jest piosenkarką, jednak jej życie osobiste już nie układa się tak jakby chciała. Związki w które się wplątuje ,nie są tymi z marzeń, mimo przyjaciół wokół siebie pozostaje samotna.Konflikt z matką, ucieczka z domu to początek drogi ,którą Agnieszka ma dojść do poznania prawdy.Prawdy która tkwi w niej od lat i podświadomie daje o sobie znać.Przez zachowania jej matki, niedopowiedzenia, sprzeczności w opowiadanej przeszłości ,dochodzi do zaskakujących wniosków. Przyjaciółka jej matki a zarazem jej opiekunka, nie jest tym za kogo ją dotąd uważała,podobnież matka co więcej sama Agnieszka nie jest Agnieszką, tylko uprowadzoną w dzieciństwie dziewczynką. Czy jest siostrą Leny, Sarą?
   Monika Litwin, jako już dorosła kobieta odnaleziona zostaje na plaży, uciekła ze swojego więzienia, będącego od lat również jej domem. Monika wprowadza najwięcej zamieszania, po pierwsze broni mężczyzny winnego tej całej sytuacji. Zżyła się z nim, opiekował się nią, i przekonał że żyje a mogłaby nie żyć,całkiem irracjonalnie kat staje się "przyjacielem".Znane jest to zjawisko pod nazwą syndromu wiedeńskiego,kiedyś zwanego sztokholmskim.Kobieta opowiada że nie jest pierwsza, przed nią była dziewczynka, nie żyje.Zmarła gdy  jej "opiekun"miał wypadek i trafił do szpitala.Z głodu?Z braku powietrza? Czy to odnaleziona Monika jest Sarą? Czy może zmarła dziewczynka?
 
  "Bo traumatyczne doświadczenia z  dzieciństwa zostają z Tobą na zawsze" czytamy na okładce, jednak opowieść ta ujawnia  coś więcej. Daje do myślenia, o ile życie dziewcząt zdeterminowane było faktycznie tymi tragediami to co myśleć o sprawcach?  Kobieta straciła pięciomiesięczną córkę, nie potrafiła się z tym pogodzić skutkiem czego był los jednej z dziewcząt. Nie znamy jej dzieciństwa, a Tomasz przetrzymujący wbrew woli Monikę jak i prawdopodobnie inne ofiary? Czy w jego dzieciństwie kryje się coś na potwierdzenie zacytowanych słów.Psychopata bez powodu czy ofiara dzieciństwa? Szkoda że tego nie wiemy. Pytanie o matkę Sary i  Leny padło już na innym blogu zatem nie będę się powtarzać.

  Najważniejszym przesłaniem książki jest coś co budzi strach w każdym. Dzieci są,były i niestety będą uprowadzane. Nie ma  żadnych przesłanek do tego by wskazać potencjalne ofiary, może się nią stać każde dziecko.

   Autorka przyznaje że to prawdziwe losy znanej na całym świecie Natashy Campush były jej inspiracją, już to spowodowało że miałam ochotę odłożyć ten tom i do niego nie wracać. Nazwisko jednej z osób na okładce ( no, nie autorki przecież) również mnie zniechęcało. Mimo wszystko jednak książki nie mogłam odłożyć, czytałam ją z przerwami, obiecywałam sobie że już dam spokój, ale wołała mnie z regału i dobrze. Warto było mimo wszelkich uprzedzeń, kolejny raz potwierdza się powiedzenie:  "Nie oceniaj książki po okładce" w przenośni i dosłownie.

    Ocena książki :  4/6

   Małgorzata Warda "Nikt nie widział,nikt nie słyszał"
     Świat Książki Warszawa 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz