niedziela, 1 czerwca 2014

Calek Perechodnik "Spowiedz"

   
  Sama historia wydania tej książki jest wystarczająco "zakręcona" by spowodować zainteresowanie nią. Pierwsze wydania Karty spowodowały oskarżenie wydawców o fałszerstwo przez prof. Davida Engela. Okazało się iż wersja z  Żydowskiego Instytutu Historycznego na której oparto wydanie była wersją nieco zmienioną ponoć przygotowaną już do druku, jednak zmiany te były dość spore nawet jak na dość przecież logiczne wytłumaczenie. Okazało się że istnieje i wersja oryginalna to znaczy bez naniesionych zmian , którą brat Calka , Pejsach wywiózł do Izralea przychowywany w Yad Yashem. W ŻIH zaś przechowywane były aż dwie wersje wspomnień jeden maszynopis przepisany przez Pejsacha czyli brata Calka Perechodnika i drugi ten z naniesionymi zmianami. W każdym razie jak obiecują wydawcy aktualnie czytana książka jest już zgodna z oryginałem. Spierać się można czy to faktycznie przypadek , czy jednak nie.
     Niezależnie od wszystkiego celowości lub przypadkowości działania czytelnicy z tego co zauważyłam są raczej zgodni co do tego że ten tom wspomnień niezależnie od tego czy ze zmianami czy nie jest w swej wymowie wstrząsający. Jest to zapis wspomnień Calka Perechodnika żydowskiego policjanta z getta w Otwocku. Tak naprawdę jeśli chodzi o warunki życia w getcie, o akcje likwidacyjne oraz inne metody wykańczania ludności nie dowiadujemy się niczego nowego. To wszystko już czytaliśmy , już o tym słyszeliśmy nie ma nic nowego w tym co spotkało Otwockich Żydów i nie tylko gdyż i do Krakowa i do Warszawy jak i do pomniejszych miast i wiosek wraz z Perechodnikiem zaglądamy.
   Nowością  nawet nie jest przedstawienie Polaków jako katów równych prawie i tym Niemieckim bo i z tymi mało chwalebnymi postawami już się spotkaliśmy w innych tekstach dotyczących II wojny światowej. Przyznaję jednak że może to dla kogoś być szok. Nowością moim zdaniem jest to że autor otwarcie przyznaje że sami Żydzi byli tchórzami bo szli jak na rzez ( tu zaznaczam że to tylko jego słowa) nie walczyli, nie uciekali gdy mogli, wydawali współbraci byle tylko przeżyć. Nic w tym dziwnego , po pierwsze większość ludzi idzie za tłumem po drugie dokąd uciekać miał Żyd i gdzie się skryć skoro za rogiem już czekał albo Polak by go złapać i wydać albo żydowski policjant w celu dokładnie tym samym. Jeśli taki miał szczęście to tylko go obłupiono ze wszystkiego i puszczono dalej , co i tak zwykle było wyrokiem , jeśli nie to po zabraniu mu ostatnich cennych rzeczy prowadzono go do gestapo.
     Co jest ciekawe autor nie ogranicza się do pokazania nam tych ciemnych postaw , nie stara się nas przekonać że nikt i nigdy nie pomagał , na kartach tej historii spotykamy i osoby pomagające, czasem za pieniądze ( choć tu dość logiczne wydaje się choćby to że na jedzenie osoba pomagająca skądś pieniądze musiała brać) czasem zupełnie bezinteresownie, wprawdzie nie bledną przy tym opowieści o odebraniu ostatniego grosza osobom przechowywanym i wyrzucanym potem na ulicę ale nabierają wyrazistości i o ironio realności.
     Pierwsze wydanie miało tytuł "Czy ja jestem mordercą?" okrutny i jak dal mnie narzucający z góry odpowiedz , największą bowiem tragedią autora jest fakt iż w czasie akcji likwidacyjnej zaprowadził swą żonę i córeczkę na plac do wywiezienia. I tu z całą mocą podkreślam że wierzę że Calek po prostu zaufał , usłyszał na wprost zadane pytanie odpowiedz od przełożonego , żony policjantów zostaną , będą zwolnione i nigdzie nie pojadą. Z kolei jak wiemy osoby ukrywające się po znalezieniu czekała śmierć. Co wybrać ? Pozwolić im się ukryć ? A jak ich znajdą? A przecież nie będą wywiezione, byle przyszły. Obiecali !!! Wybór koszmarny, tragiczny ... My już wiemy jak to się skończyło, Calek tego wtedy nie wiedział. Równie dobrze mogło się to skończyć odwrotnie rodziny z placu mogły zostać zwolnione, niezbadane były kaprysy hitlerowców i ich sług a ukrytą rodzinę mogli znaleźć i wtedy faktycznie śmierć na miejscu.
     Tak sobie myślę czy poruszyć inny temat ale właściwie w książce poruszany jest on na każdej prawie stronie co jest całkowicie uzasadnione przez sytuację. Chodzi o pieniądze. Zarzuca się w różnych dyskusjach Calkowi materializm że niby ciągle o pieniądzach. Pewnie że tak, jedzenie za pieniądze kto da darmo ? Dach nad głową za pieniądze kto da darmo ? Jeśli złapią na ulicy jedyne co uratuje ofiarę to pieniądze o ile będą wystarczająco duże. Przypominam też że Polska przedwojenna była antysemicka w dużo większym stopniu , hitlerowska propaganda o bogatych Żydach robiła swoje. Ludzie może nawet nie do końca celowo i przemyślanie jak mieli okazje chcieli się dorobić na tym bogatym Żydzie. Nie usprawiedliwiam tego, nie da się tego usprawiedliwić ale staram się wczuć w położenie Polaka , powiedzmy biednego Polaka któremu wmówiono że Żyda trzeba tępić bo jest bogaty a planuje mieć jeszcze więcej jak już przejmie władzę nad światem. Chore i nierealne,  ale zgodne z propagandą. Co miał zrobić Żyd ? Ano za wszelką cenę myśleć o tym skąd wziąć pieniądze.
    Poza tym nie oszukujmy się, spróbujmy choć tydzień przetrwać nie mając grosza przy duszy. No i jak ? Ale tak szczerze i tylko przed sobą. Mnie tam nie interesuje kłamanie że to nie ma znaczenia.  
   

15 komentarzy:

  1. Pasjami czytam książki o tej tematyce, a nie miałam jeszcze okazji poznać wspomnień Perechodnika. Chyba zawsze przy tego typu pozycjach nachodzi nas refleksja, o której wspomniałeś i rzeczywiście trudno tu jednoznacznie oceniać postępowanie ówczesnych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodzę z założenia że nie mamy moralnego prawa do oceny postępowania tamtych ludzi. Książkę gorąco polecam.

      Usuń
  2. Perechodnik przywołuje przykład Gieni, która ocalała wg niego dlatego właśnie, że nie miała grosza przy duszy. Inny przykład ocalenia bez pieniędzy widać choćby w "Ucieczce z getta" Haliny Zawadzkiej. Paradoksalnie okazywało się, że to właśnie pieniądze często były przyczyną śmierci Żydów. Też nie mogę zrozumieć naszej postawy, jak ktoś kto uważa się za chrześcijanina, katolika może wydać na śmierć drugiego człowieka i to takiego, który mu w niczym nie zawinił. I nie mogę zrozumieć Polaków, którzy denuncjowali innych Polaków, którzy pomagali Żydom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę że oba te przypadki potwierdzają regułę ot co. Oczywiście nie mówię że nie ma nic ważniejszego od pieniędzy jednak z pieniędzmi żyć jest łatwiej. Zresztą mawia się nie bez powodu że " Pieniądze to nie wszystko ale bez pieniędzy żyć się nie da" Pewnie że możemy zacząć rozpatrywać tu poszczególne przypadki ale nie ukrywajmy jak ktoś miał co sprzedać i za to kupił jedzenie był w znacznie lepszej sytuacji od kogoś kto głodował licząc na litość innych często równie biednych. W getcie zreszą jak i w życiu był podział na biednych i bogatych , bogaci jak donoszą zródła bawili się kiedy biedni z głodu umierali na ulicach. Nie twierdzę że chciałabym się w tym czasie bawić ale z pewnością nie chciałabym umierać.

      Usuń
    2. Oczywiście, że łatwiej jest żyć z pieniędzmi tylko, że okazało się że dla Żydów nie stanowiły żadnej gwarancji przeżycia a wręcz przeciwnie, mogły stanowić zagrożenie bo stanowiły pokusę łatwego zarobku dla "przedsiębiorczych" Polaków.
      Co do przypadków, to jest ich tak dużo, że możnaby udowadniać, że pieniądze nie miały znaczenia ale byłoby to takie samo uproszczenie jak Twoje twierdzenie, że Żyd miał za wszelką cenę myśleć o tym skąd wziąć pieniądze. Casus Ireny Sendlerowej pokazuje coś zupełnie innego. W słynnej aferze "Hotelu Polskiego" ocaleli akurat ci, którzy nie mieli pieniędzy na "pewne" dokumenty. A takich przypadków, o których wspomniałem jest znacznie więcej (polecam m.in. bardzo dobre wspomnienia Henryka Schönkera). Okazuje się, że to co w normalnych czasach jest prawidłowością w czasie wojny wcale tak nie działało, bo przecież wówczas zginęliby tylko ubodzy Żydzi.

      Usuń
    3. Marlow pewnie że nie mieli żadnej gwarancji. To jasne. Podobnie z chorobami jeśli ktoś ma raka przykładowo nie ma żadnej gwarancji nawet jeśli ma dużo pieniędzy, jednak jeśli je ma to ma zdecydowanie większe szanse no i nie ukrywajmy i wiele lepszą opiekę. Nie do końca trafione to porównanie szczególnie po tym jak napisałeś o tym że za majątkiem szło i ryzyko ale pokazuje dość dokładnie o co mi chodzi. Oni ( i nie tylko przecież bo i Polaków wyciągano z gestapo niejednokrotnie ale zawsze to kosztowało, i tu znowu poza pewnymi wyjątkami) wyprzedawali się od samego początku z wszystkiego by przetrwać, tylko z czego mógł wyprzedawać się biedny człowiek nie mający nic?
      Aferę kojarzę ale z uporem będę powtarzać że to wyjątek potwierdzający regułę. Choć to nie jedyna taka afera tego czasu. Poza tym Żydzi biedni po prostu byli wyłapywani jak zwierzęta i prowadzeni do transportu, na bogatych należało znaleźć sposób ot jedyna różnica.
      Do czasów wojny jakiejkolwiek trudno przykładać nasze szablony, do II wojny światowej tym bardziej. I tu się zgadzamy jeśli chodzi o ostatnie zdanie Twojej wypowiedzi.
      I dziękuję za kolejną "polecankę" :-)

      Usuń
    4. Nic nie mogę poradzić na to, że "z uporem powtarzać" będziesz :-), tak że nawet nie próbuję Cię przekonać. Jedynie tak dla informacji - wystarczy wziąć pod uwagę liczbę Polaków, którzy zostali "Sprawiedliwymi wśród Narodów Świata" (prawie 6,5 tys. osób), a tytuł mogą dostać tylko, ci którzy ratowali Żydów za darmo. W dużej części ci Polacy ukrywali nie jedną osobę a rodzinę więc ocalonych bez pieniędzy było pewnie dwu-, trzykrotnie więcej. Ale oczywiście możemy uznać, że te kilka tysięcy, a bardziej prawdopodobne, kilkanaście tysięcy to też "wyjątki potwierdzające regułę" :-)

      Usuń
    5. Masz mnie faktycznie tego za wyjątek uznać się nie da. Chyba uległam totalnemu pesymizmowi i cynizmowi Perechodnika. Niemniej nadal jestem w stanie zrozumieć jego obsesję na punkcie pieniędzy, nie pomogła praca policjanta, nie pomogli przyjaciele, szabrownicy na każdym kroku nic dziwnego że szukał materialnego zabezpieczenia. Inna sprawa że w końcu przecież dochodzi do wniosku że pieniądze nic mu nie dały i potrzebne mu nie są.
      Jeszcze jeśli chodzi o spojrzenie na pieniądze. Był taki moment kiedy opisuje że Żydzi chowali banknoty chyba 500zł , nie mam już książki więc nie sprawdzę. Sedno w tym że on widział w tym wiarę w to że Polska ocaleje bo inaczej po co byłyby im polskie banknoty. Polacy zaś zakładam się widzieli w tym jedni zapobiegawczość inni chciwość typową dla Żyda. Zatem to spojrzenie na materialną stronę życia zawsze było inne.

      Usuń
  3. Na pewno wierzył, że żona i córka ocaleją, wykazał się po prostu łatwowiernością, chociaż przestrzegano go, by nie ufał Niemcom. Opis, jak wywożono żonę i córkę, był jednym z najgorszych w tej książce. Tak źle mi się to czytało, że musiałam odłożyć książkę na kilka dni.

    Perechodnik napisał, że w dniu wywiezienia żona nie odzywała się do niego, widocznie miała żal, że kazał jej przyjść na plac. Wolała zostać w kryjówce. Ale kto mógł wtedy wiedzieć, jak to się skończy...

    Widzę, że czytasz dużo książek o drugiej wojnie światowej. Z tych, które opisałaś, czytałam "Biednych ludzi z miasta Łodzi", "I nic więcej nie pamiętam" i oczywiście książkę Perechodnika. A "Utracone dzieciństwo" tak mnie zaciekawiło, że niedługo wypożyczę je sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie kto mógł wtedy to wiedzieć? Jej wydawało się że lepiej zrobią jak się ukryją , jemu wydawało się że może zaufać i skoro powiedziano że jeśli przyjdzie to ocaleje to ją zaprowadził na plac. Przecież nie zaprowadził jej po to by się jej pozbyć tylko po to by ją uratować. Jak pisałam gdyby znaleźli ją wraz z córką w skrytce zginęłaby na 100% . tu zapewniono go że w ten sposób ratuje żonę. I przecież ta pierwsza wersja była równie prawdopodobna, niejednokrotnie dzieci płaczem np. zdradzały kryjówkę a to chodziło o dwuletnią dziewczynkę. uważam że z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia jeśli spojrzeć na nią jak Perechodnik, nasz odbiór zakłóca wiedza o tym jak to się skończyło.

      Usuń
    2. Wiele osób zabijało malutkie dzieci, właśnie po to, by płaczem nie zdradziły kryjówki. Co gorsza, robiły to często matki. Matka chcąc się ratować truła dziecko. Brzmi to dla mnie strasznie, nie rozumiem, jak taka matka mogła potem żyć, jak radziła sobie z wyrzutami sumienia.
      Perechodnik radził swojej ciotce, by zabiła syna, a sama podawała się za Polkę. Ciocia jednak go nie posłuchała.

      Usuń
    3. W "Testamencie" Barucha Milcha jest opisany przypadek zabójstwa dziecka.

      Usuń
    4. Do tego też będę podchodzić, chyba. W książce Swietłany Aleksijewicz czytałeś z tego co pamiętam. Jest opisany przypadek jak matka topi noworodka , kilkudniowego w bagnach by nie wydał płaczem całej grupy partyzantów ukrywających się w lesie. Jego płacz był ogromnym ryzykiem. Opis był jednym z najgorszych z tych , które czytałam. Pamiętam że po tej książce zrobiłam sobie przerwę.

      Usuń
  4. O, to zdecydowanie lektura dla mnie!

    OdpowiedzUsuń