piątek, 31 sierpnia 2012

Jak dobrze że nie jestem detektywem :-)

   Autor: Dominika Bel
   Tytuł:  "Klątwa Marianny"
   Wydawnictwo : Replika
zródło:nakanapie.pl
    
     Urocza książka,która uzmysłowiła mi jak to dobrze że nie jestem detektywem. W areszcie siedzieliby głównie niewinni ludzie ;-) , już koło pięćdziesiątej strony odniosłam wrażenie że wiem kto zabił, dalsza lektura mnie tylko w tym utwierdziła. Wyobrazcie sobie moje rozczarowanie pod koniec, czytałam już tylko po to by potwierdziło się moje przekonanie a tu niespodzianka i to jaka. Nie dość że nie bohater/ka typowany/a przeze mnie to jeszcze ,był to ktoś ...co za dużo to niezdrowo.

    Główna bohaterka Daria obciążona jest XIX wieczną klątwą, jej rodzinie żadna kobieta nie zakocha się szczęśliwie,zatem i Daria nie oczekuje wielkiej miłości.Narzekać na nudę jednak nie może ,od momentu śmierci tłumacza Huberta Noconia zrówno Dominika jak i jej sąsiedzi są w centrum wydarzeń tym bardziej że nie jest to jedyny tajemniczy wypadek. Dochodzenie tradycyjne nie daje zadawalajacych efektów zatem do pomocy zostaje zwerbowany pewien artysta.
   Bardzo dobry kryminał świetnie się czytało mimo pewności ( błędnej ) co do tego kto zabił, nie ma szaleńczych pościgów,psychopatów na każdym kroku, tak modnej ostatnio przemocy w rodzinie. Za to dostajemy naprawdę ciekawą zagadkę przeplataną historią wspomnianej klątwy i poznajemy jej wpływ na życie róznych pokoleń na dodatek klątwa ta staje się też częścią  dochodzenia czy może odwrotnie. A może .... żadnej klątwy nie było?

     Ocena książki : 4,5/6

 
 
       Książka przeczytana w ramach sierpniowej Trójki e - pik :autor polski dotychczas nie czytany.    
        

środa, 29 sierpnia 2012

"Koniec wiosny w Lanckoronie" Agnieszka Błotnicka

  Autor: Agnieszka Błotnicka
  Tytuł: "Koniec wiosny w Lanckoronie"
  Wydawnictwo : Nasza Księgarnia
  Warszawa  2011

zródło: empik.com


 
      Sympatyczna książka na jedno popołudnie. Znany już schemat, po rozstaniu ona postanawia zmienić swoje życie. Urlop,wyjazd do małego pensjonatu to wszystko już było,nawet niesamowicie wyrozumiały szef ,który nie dość że nagle urlopu udzielił to jeszcze bez mrugnięcia okiem przyjął informację o jego przedłużeniu. Bohaterka poznaje urocze starsze małżeństwo, nawiązuje nić porozumienia z właścicielką pensjonatu,zdobywa sympatię mrukliwego a jednocześnie poważanego mieszkańca uroczego małego miasteczka w którym przyszło jej zmieniać swoje życie. Tyle podobieństw.Nasza bohaterka jednak odmiennie od tylu innych bohaterek tego typu powieści uważa że leczyć należy nie tyle duszę co ciało. Zatem bierze się za odchudzanie, spacery, ćwiczenia ,dieta i zwichnięta noga. Czy mogą iść w parze? To już mozna sprawdzić tylko czytając książkę Agnieszki Błotnickiej.
   Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Trójka e- pik ,przyznam że gdyby nie to jednak odłożyłabym ją na półkę nieukończoną,nie była zła,jednak mnie nie wciągnęła jakoś specjalnie,trochę ubawiły mne opisy ćwiczeń na podstawie pisemnych instrukcji jednak czegoś zabrakło,sama nie wiem czego. Przeczytałam bez wstrętu ale i bez fascynacji.

  Ocena książki : 3/6

                                                                   Trójka e- pik
    
  
                                                

wtorek, 28 sierpnia 2012

"Wspomnienia wojenne" Karolina Lanckorońska

  Autor: Karolina Lanckorońska
  Tytuł :" Wspomnienia wojenne"
  Wydawnictwo : Znak
   Kraków  2001

 
   Z oładki :
    " Profesor Karolina Lanckorońska jest ostatnią przedstawicelką znaomitego rodu Lanckorońskich z Brzezia .Urodzona w roku 1898 ,przeżyła cały XX wiek ,będąc świadkiem i uczestnikiem wielu wydarzeń historycznych.Jako jedyna dziedziczka gromadzonej w XIX i XX wieku kolekcji rodu Lanckorońskich w 1994 roku przekazała rodakom niezwykły dar - dzieła sztuki ,których wartość artystyczna nie ma sobie równej w Polsce.
    Swoje dramatyczne i heroiczne losy z okresu II wojny światowej utrwaliła w napisanych już po wojnie  >Wspomnenach Wojennych<. Zaczynają się one z chwilą zajęca Lwowa przez wojska radzieckie w 1939 roku ,a ończą na zwolnieniu z obozu koncentracyjnego w Ravensbruck w kwietniu 1945. Pokazują niezwykłą osobowość autorki,jej wulkaniczny temperament ,zaradność ,lwią odwagę,przekonane do swoich racji  umiejętności działania w niejednokrotnie ekstremalnych sytuacjach.To doskonały portret kobiety silnej i imponującej swą bezkompromisową postawą wobec zła."


     Nie czytało się szybko , to nie zarzut to fakt jak najbardziej pozytywny.Książka skłania do  myślenia od pierwszej do ostatniej strony. Ukazuje wartości,które odnoszę wrażenie dzisiaj nie są cenione ,ewentualnie cenione są zbyt mało. (Miłość do drugiego człowieka,a owszem jeśli coś może mi dać załatwić. Patriotyzm, ukochanie ojczyzny, a cóż mi ona daje poza bezrobociem i kolejnymi aferami ? No to niby za co mam ją szanować?) Bóg ,honor ,ojczyzna ,przyzwoitość to pojęcia przewijające się w tych wspomnieniach,pomimo że autorka nie przesadza z używanem tych słów są zawsze obecne w jej decyzjach,działaniu i życiu po prostu. Nie tylko tym z okresu wojennego.
   Czy komuś byłoby wstyd z powodu wyróznienia,lepszego tratowania ? A autorka pali się momentami ze wstydu,choć przywileje są od niej niezależne.Warto przeczytać nie tylko ze względu na wartość historyczną ale po to by się przekonać że słowo człowiek może brzmieć dumnie.
 
   Z ciekawością też przeczytałam  relację o królikach czyli pacjentkach na których robiono doświadczena medyczne,oczyma osoby,która patrzyła na to niejako od zewnątrz. Przypominam że niedawno czytana "I boję sę snów" W. Półtwskiej książka była relacją samej operowanej. Obie pisarki przebywały zresztą w Ravensbruck w podobnym ,tym "lepszym" już czasie, Lepszym w sensie że obóz już stał,represje ( niby) były już mniejsze , tylko co to znaczy lepszym czy mniejsze jeśli prof. Lanckorońska wspomina że 7000 osób zostało zabitych przy samej likwidacji.
  A ile pamiętam ( z innych lektur)  pogineło tych kobiet wcześniej przy budowie obozu , ile z kolei w drodze w trakcie ewakuacji, przecież jeżeli nie mogły już iść to je dobijano.

    Ocena książki: 5,5/6

sobota, 25 sierpnia 2012

Zauroczenie

    Czytam jednocześnie "Kalamburkę" Małgorzaty Musierowicz ,"Wspomnienia wojenne" Karoliny Lanckorońskiej i podczytuję "Śliwki robaczywki" jakoś nie umiem się z nimi rozstać. Klimat tej powieści kompletnie mnie zauroczył,chętnie z niejednym bohaterem posiedziałabym choć chwilkę przy ciepłej herbacie i np. kaszy ze skwarkami.Takie to miłe,proste i ciepłe choć jak pisałam wcześniej nie brak ciemnych stron wsi. Zresztą co ja tu będę wymyslać sami zobaczcie:
 
   "Poranny pacierz Rychterowej wędrował za nią po chłodnej sionce,ulatując wraz ze stęknięciami ,gdy wkładała kolejne warstwy ubrań.Stopy marzły od zimnej posadzki ,bo słońce dopiero co wzeszło.
   Z trudem wciągała gumiaki na grube skarpety.W przybudówce przyczepionej od zachodu do chałupy nie było zbyt dużo światła.Rychterowa westchnęła cicho ,pogrzebała w kieszeni fartucha i wyjęła okulary.Nie były już nowe i prawdę mówiąc powinny miec mocniejsze szkła.Na razie jednak musiały wystarczyć .Przetarła je o rękaw bluzki ,po czym włożyła na nos.Świat stał się bardziej wyrazisty,także za sprawą promieni słonecznych ,które wreszcie przesunęły się nad dachem i oświetliły kąt podwórka...
  ... Doszła do kurnika.Wysunęła zasówkę z drzwi ,szarpiac nią nieco dla poluzowania.Pstrokaty pierwszy wsadził łeb w szparę .Stary kogut już tak długo przewodził kurzemu babińcowi ,że sprawował rządy niemal nawykowo.Przezornie łypnał okiem na gospodynię ,po czym zadzierzystym krokiem wyszedł na podwórko w poszukiwaniu rozsypanego ziarna.Kury niespiesznie wysuwały się w ślad za nim .Nie wszystkie jednak  - z wnętrza kurnika dochodziło przytłumione gdakanie.Co sumienniejsze kończyły znosić swoje obowiązkowe poranne jajko... " *

   "Bajorowa długo modliła się w bocznej nawie niewielkiego kosciółka.Za tych,których ziemskie sprawy nic już nie obchodzą.Za bliskich żeby się zdrowiem i dostatkiem cieszyli.Za syna,żeby za wódką rozumu nie stracił.Za papieża jak proboszcz na mszy uczył.Za radę parafialną ,żeby wreszcie się zgodziła,kto ma nowy obraz na ołtarz uszyć.Na koniec zachowała nieśmiałą modlitwę w intencji swojej własnej osoby .bo to dopiero był dwudziesty ,a jej z renty tylko pieć złotych zostało.Nijak Panu Bogu taką głupotą głowy zawracać nie wypadało ,ale już zupełnie nie wiedziała ,gdzie ratunku szukac." * 
 
   "...Poszła nawet do doktora.Zbadał ją, krew kazał pobrać .Powiedział że stara jest i że to osteoporoza .Tabletki kazał brać.Osiemdziesiąt złotych za paczkę! Takich drogich to ona już nie będzie kupować.Jogurty wtedy kazał jeść ,mleko pić.Pewnie .Żeby mleko pić, trzeba najpierw krowę mieć.A ona swojej nie miała.Bukietka córki była.Mleko dla dzieci  potrzebne i do skupu szło.
  Chwyciła wiadro i powli ruszyła w stronę domu.Stawiała ostrożnie kroki ,żeby nie uronić ani kropli mleka.Postawiła wiadro na schodku i przykryła je przygotowaną wcześniej ściereczką.Oczy też miała za stare żeby potem muchy powyławiać." *

  "Sięgnęła po mąkę .Dwa kilo wzięła ,inaczej pierogów robić nie warto było.Usypała na stole kopczyk.  Miejsce na jajko zaznaczyła,choć córka krzyczała zawsze że i bez tego ciasto się zrobi.Tylko wody gorącej dolewać trzeba.Tak ciepłej ,żeby ręce ledwo wytrzymywały.E,ręce Bajorowej to prawie wrzatku nie czuły.Dolała wody z garnka ,bo już się gotować zaczęła.Zagniotła prędko ciasto i na bok przełozyła.Wymieszała kaszę z twarogiem ,cebulki zeszklonej dorzuciła.Teraz łyżką wprawnie nabierała ciasta i w zgrabne kółka farszu nakładała.Sto dwa pierogi jej wyszły,policzyła.Jak nie zjedzą ,to do piwnicy się schowa.Na jutro będą." *

 
    Nie wiem jak Wam ale mnie szalenie pociągają tego typu opisy ,życia takiego jakie jest bez zbędnego koloryzowania i udawania. Bardzo realistycznie to wszystko opisane , robi ogromne wrażenie. Po prostu chce się czytać i czytać i jeszcze raz czytać ciągle od nowa.

   Czytam sobie  też "Kalamburkę" jestem dopiero na początku a właściwie na końcu gdyż uparcie czytuję ją od końca tzn. najpierw ostani rozdział potem przedostatni itd. Kto już czytał wie skąd taki system, a kto jeszcze nie miał okazji zapoznać się z tym tomem Jeżycjady niech zrobi to czym prędzej to zaspokoi swoją ciekawość.
  
   Zarówno Monika jak i Mila są miłymi małymi dziewczynkami, przedwcześnie psychicznie dojrzałymi przez wojenne doswiadczenia. Jednak, czym kompletnie mnie rozbrajają i powodują uśmiech nie tylko na twarzy ale i ten ważniejszy w sercu, chwilami zapomninają o Bożym świecie i stają się całkiem swobodnie rozmawiającymi uczennicami.
  
   " -Szarotki chyba - poprawiła ją Mila - To jest,przepraszam szarlotki.- I zaraz obie dostały ataku śmiechu, chichotały zakrywając dłońmi szczerbate usta ,trącały się łokciami i wybuchały na nowo kaskadą chichotów,aż Stefania pomyślała : muszę się uszczypnąć,czy ja śnię?Czy to na jawie ,wśród gruzów i mogił ,smieją się dwie sczęśliwe dziewczynki,śmieją się bez powodu,po prostu z czystej radości życia?" **

 " - A ja nie lubię kaszy z majerankiem i kawy z żołędzi - Mówiła Mila . - Jak już nie będzie wojny,bedę jadła tylko świerzy chleb i piła mleko.To jest najlepsze na świecie.
  - Czekolada jest najlepsza - sprzeciwiła się Monika . - Raz jeden Niemiec dał mi taką małą czekoladkę.Mama bała się mi coś przy nim powiedzieć ,więc szybciutko zjadłam,ale potem się na mnie strasznie gniewała ,że od Niemca nic brac nie wolno .
 - A na mnie Gizela  się gniewała ,że wzięłam od Ruska "tuszonkę".
 - Też nie wolno?
 - Też."**   

   Zauważyłam w związku z Jeżycjadą, że od pewnego dłuższego już czasu przy czytaniu tej sagi rodzinnej mniej zwracam uwagę na perypetie młodzieży a znacznie więcej poświęcam jej ( tej uwagi - Łusia się  kłania z dookresleniem ) dorosłym bohaterom i ze zdziweniem dochodzę do wniosku ,który mnie sama trochę zaskakuje. Najbardzej lubię Gizelę i Felicję no i tak mało przez większość przynajmniej,lubianego Bernarda. Wracając do samej "Kalamburki" ,czytam ją po raz sama nie wiem który, i zawsze ale to zawsze znajduję coś co umknęło mi poprzednio, jest to jeden z moich ulubionych tomów i wcale ale to wcale nie uważam że Jeżycjada od tego tomu się psuje.A Łusia jest przeuroczym dzieckiem :-)

     Do przeczytania "Wspomnień wojennych" Karoliny Lanckorońskiej szykowałam się długo, właściwe nie szykowałam się  tylko szukałam tej pozycji b.długo. Juz przedmowa mi to wynagrodziła :
  "Tekst początkowo  był napisany z myślą o wydaniu angielskim.Kazałam przetłumaczyć kilka ustępów i przedstawiłam je dwóm wydawcom.Obaj z miejsca odrzucili z uzasadnieniem, że tekst jest zbyt antyrosyjski. Po kilku latach znów przedstawiłam go dwóm innym angielskim wydawcom .którzy także odmówili ,tym razem z uzasadnieniem ,że tast jest zbyt antyniemiecki"  ***

  " Wiem że inni przeżyli o wiele  więcej - ne byłam w Oświęcimiu ani w Kazahstanie - ale też wiem ,że każda sumienna relacja wnosi szczególy nowe do obrazu owych lat" ***  
 
   No i jak miałam jej nie przeczytać? Nie da się,nawet już nie wspominając o tym że jest to tematyka którą żywo się interesuję ( słowo lubię mi nie pasuje z wiadomych względów) ale tak skromnej osoby a zarazem wielkiej i odważnej nie można nie szanować a nawet lubić trzeba i obowiąkowo wspomnieninia poznać. Słowa te o Ośwęcimiu bowiem napisała była więzniarka Ravensbruck ,na wakacjach tam raczej nie była a jednak "Nie byłam w Oświęcimiu ..." napisze ,jakby się tłumacząc.

    

   
     Czuję się jak ten osiołek co mu w" żłoby dano" bo co tu wybrać jak wszystko równie pociągające ,no .... to dalej czytam partiami.

  
    Cytaty pochodzą  książek :

   * Ewy Marcinkowskiej - Schmidt "Śliwki robaczywki"
 ** Małgorzaty Musierowicz "Kalambuka"
***Karoliny Lanckorońskiej "Wspomnienia wojenne" 

___________________________________________________________________________
  Na marginesie:
  Mam pomysł na wyzwanie , nie mam pojęca czy się komuś spodoba, kombinuję wymagania którym dam radę sprostać i będę sobie czytać określone książki,jeśli ktoś będze chciał dołączy jeśli nie to będę sobie czytała sama,najwaniejsa jest dyscyplina . Podpowiem że wyzwanie to będzie związane z Małgorzatą Musierowicz.

  
             

 
   
   

środa, 22 sierpnia 2012

"Śliwki robaczywki" Ewa Marcinkowska - Schmidt

                                                        Ewa Marcinkowska - Schmidt

   Zdjęcie pochodzi ze strony Chopin2010.pl , Pani Ewa wzięła udział w  I Międzynarodowym Konkursie im. Fryderyka  Chopina dla Amatorów w 2009 roku. Sama ukończyła szkołę muzyczną II stopnia. Oto co mówi na temat przygotowań do konkursu:

    "Ponieważ mam psa,kota,dwanaście papug i troje dzieci,przygotowanie do konkursu nie było proste.Ale rodzna cierpiała godnie i teraz zna mój repertuar na pamięć.Pamiętam to jak dziś.Jechałam samochodem i usłyszałam informację o konkursie dla amatorów.Pomyślałam sobie wtedy,że to przecież moje marzenie" *

 Napisała również książkę dla dzieci o Fryderyu Chopinie pt. "Zagraj,Fryderyku",której okładkę widać po lewej stronie.


  Pisarka zajmuje się z powodzeniem pisaniem książeczek dla dzieci tj.  "Dzieci czarownicy","Zaczarowana wędrówka" czy "Pazurem pisane" .Jednak mnie urzekła powieściami dla dorosłych czytelników.  "Lawendowy pył" to pierwsza przeczytana przeze mnie historia opisana co ciekawe nie tylko przez panią Ewę ale i przez jej mamę Danutę Marcinkowską  i córkę Klaudynę Schmidt. Druga to "Zapach rozmarynu" związana z pierwszą ,o ile "Lawendowy pył" opowiada o części rodzny któa emigrowała do Polski ,"Zapach rozmarynu" opowiada o tych jej członkach i nie tylo ,którym z różnych powodów się to nie udało i pozostali po wschodniej części granicy.Polecam b.ciekawy tekst o tych trzech wspaniałych kobietach w magazynie "Familia".
 Niedawno na pewnym forum  padło pytanie o to która książka tak nas wcągnęła że dla niej zarwaliśmy noc,powinnam była wpisać zdecydowanie w/w.
 
  Podobnie było z wczoraj pochłoniętą historią wsi Zakręt, opisaną  w "Śliwkach robaczywkach",poszłam wprawdze spać przed północą ale tylko dlatego że ostatnia strona tak szybko się ukazała.
 
   Poznajemy życie przeciętnej wsi, plastyczne niezwykle realne opisy codziennego bytu od wstania ,pacierza i porannej obróbki bydła przez przygotowanie obiadu czy kolacji. Niby prosto,szaro i zwyczajnie.Jednak bohaterowie ich przemyslenia, marzenia i dążenia czynią tę powieść niezwykle interesującą.Ponajemy życie wsi od podszewki, a że podszewka ta nie zawsze lśni oczekiwaną( czy aby) czystoścą ? Nic to, wiemy że jest prawdziwa.
żródło: lubimyczytac.pl
   Ludzie sobie żyją spokojnie, choć nie są wolni od trosk,pieniędzy nie starcza jedni sobie je dodatkowo zarabiają przy taich zajęciach jak pielenie chwastów u warszawiaków,inni ich z kolei ... Żony( nie wszystkie) zastanawają się jak tu uniknąć codziennego lania jednocześnie myśląc co by tu zrobić by dzieci nakarmić.Gospodarze myślą ,no o gospodarce też myślą ... Jednym jak Ewie właśnie spełniają się marzenia, innych zycie wali się jak Antoniewiczowej i to z  tego samego powodu.
   Nie jest to zdecydowanie wieś sielska i spokojna,za to zdecydowanie prawdziwa i pociagająca mimo wszystko.
   
 
   Autor: Ewa Marcinkowska - Schmidt
   Tytuł:  "Śliwki robaczywki"
   Wydawnictwo : Klucze 
    Warszawa 2009                     


  Ocena książki:  5/6
 
    *  Cytat z : "Niezwykła statystyka prof. Kazimierza Gierżoda" zapraszam
           do przeczytania całości.

sobota, 18 sierpnia 2012

"Róża Sewastopola" Katharine McMahon

   

 Autor:  Katharine McMahon
 Tytuł: "Róża Sewastopola"
 
zródło zdjęca: lubimyczytac.pl
 Tytuł oryginału: "The Rose of Sebastopol" 
 Przełożyła: Olga Siara
 Wydawnictwo : Insignis Media
  Kraków 2009

   Historia miłosna, na tle historycznym XIX wiecznej Anglii, bogato opisanej codzienności zajęcia kobiet czyli haftowanie, wyszywanie, robótki ręczne  ogólnie mówiąc bo i reperacja odzieży i szycie nowej, działalność dobroczynna, podwieczorki, stroje ,konwenanse nadają uroku powieści i dla mnie osobiście są jej największym atutem.Mogłabym o tym, czym zajmowały się kobiety, co im wypadało a co było już powodem do wstydu o pierwszych emancypantkach czytać na okrągło.
  Niestety sielski ten obrazek zakłócony zostaje kiedy to główna bohaterka Mariella wyrusza do swego ukochanego Henry'ego na Krym gdzie ten jest lekarzem wojskowym ,bowiem w ich spokojne i ułożone życie wkroczyła wojna krymska , od niego dowiaduje sę o zniknięciu kuzynki Rosy i obiecuje ją znalezć. Rusza jej śladem, wspaniałomyslnie można rzec gdyż wszystie znaki na ziemi  niebie wskazują  na to iż tych dwoje   Henry i Rosa mają sporo do ukrycia.
 
   Wojna ,miłość,śmierć, zdrada,choroby to wszystko jak już wspomniałam świetnie opisane głównie poprzez wydawałoby się mało ważne szczegóły dnia codziennego całkowicie pozwoliło mi na podróż w głąb wyobrazni,sceny mało że przewijały mi się przed oczami, miałam wrażenie że stoję obok i wszystko to dokładnie widzę.
  Ciekawy moim zdaniem jest sposób opisywania spraw religijnych niby ich niewiele, Mariella jest protestantką o katolikach raczej mówi się w sposób negatywny ale jednak jak się dokładnie wczytać wcale ale to wcale nie są tak jednoznacznie,negatywnie opisani.Te siostry zakonne na statku zrobiły na mnie świetne wrażenie, a potem jak to w życiu bywa okazały się stworzone do opieki nad chorymi.

   Ocena książki :  5/6

   Książka przeczytana w ramach wyzwań :


Trójka e - pik

z półki
      

piątek, 3 sierpnia 2012

"Jeśli człowiek niszczy jedno życie, to jest tak, jak gdyby zniszczył cały świat. A jeśli człowiek ratuje jedno życie, to jest tak, jak gdyby uratował cały świat" (Talmud Babiloński, Sanhedryn, 37a).

  Tytuł: "Biedni ludzie z miasta Łodzi"
  Autor: Steve Sem - Sandberg
  Przełożył: Mariusz Kalinowski
  Wydawnictwo Literackie
   Listopad 2011
    
 
     Po przeczytaniu tej książki wstydzę się tego że jestem człowiekiem , nie ukrywam że często przy czytaniu literatury dotyczącej II wojny światowej to odczucie wstydu mnie nawiedza. Zdaję sobie sprawę że okrucieństwo,przemoc i niesprawiedliwość obecne są od wieków,i przez wieki pewnie jeszcze będą nam towarzyszyć.Niestety nie uczymy się na błędach ani własnych ani cudzych czego dowodem choćby okupacja Afganistanu pod przykryciem misji pokojowej.
    Zastanawiam się jak ubrać w słowa przemyślenia dotyczące tej opowieści i nie mogę znalezć odpowiednich, jak opisać to cierpienie, nadzieję która gasła z każdym dniem bardziej? Kiedy to padała obietnica dajcie nam tych i tych to będzie szansa że reszta przeżyje,a potem zamiast spokoju ponowna "prośba" nie do odrzucenia. Jednocześnie brać musimy pod uwagę że pozostanie w getcie niczego nie ułatwiało, głód,choroby i śmierć to było to co towarzyszyło tym ludziom każdego dnia. Autor opisał to wszystko korzystając ze zródeł ,dokumentów które udało się zachować m.in. z Kroniki Getta Łódzkiego pisanej na polecenie Rumkowskiego.
   Nie bedę ukrywać że książka ta nie porwała mnie swoją formą, wolę autentyczne pamiętniki i relacje z tamtych tragicznych lat. Owszem napisana dobrze, dobrze, choć nie szybko się ją czyta,interesująca lecz nie wstrząsająca.Oczekiwałam czegoś co dogłębnie mnie porazi, co nie da mi spać, dostałam owszem rzetelnie opisaną historię ale nie porywającą za serce. Co oczywiście kompletnie nie zmienia faktu iż na myśl że tego wszystkiego autorami są ludzie robi mi się niedobrze i ogarnia mnie wstręt do rodzaju ludzkiego. 

   Getto pokazane jako świetnie zarządzana z punktu okupanta machina, całkowicie opłacalne,przynoszące zyski małe państwo w państwie,państwo Rumkowskiego. Stworzył administracje, policje a nawet straż pożarną,otwierał fabryki również i po to by ocalić niepracujące do tej chwili dzieci. Wprowadził własną walutę z własnym wizerunkiem używaną w getcie,kompletnie bezwartościową poza nim tw "chaimki" czy "rumki". Przewodniczącym Judenratu został na własną prośbę, jego zamierzeniem jak już pisałam było ocalić jak największą ilość ludzi,wierzę w to. Jednocześnie poznajemy osobę pełną pychy, to on jest przywódcą, to on doprowadzi do ocalenia ,to on jest tu panem  władcą to on decydował to przeżyje a kto nie. Pytanie tylko czy podejmując decyzję znał jej nieuchronny skutek?  Czy po prostu zapomniał o tym że jest tylko pionkiem w rękach gestapo? Wykorzystując tę domniemaną władzę do własnych celów.
   Dziwne że pomimo iż bohaterów jest kilku największe wzburzenie wywołuje własnie ten człowiek. Bo miał władzę ? Nie miał żadnej,trzymano go tylko w błędnym mniemaniu.
   Chciałabym tu przytoczyć słowa autora książki :

        "Sklejałem pojedyncze losy, przypatrywałem się, pisałem, poprawiałem i przepisywałem, oglądałem każdą rzecz ze wszystkich dostępnych mi stron. Żadna nie dała mi prawa, by osądzać. Syty nie może oceniać głodnych. Bezpieczny - przestraszonych."  

  Myślę że warto je zapamiętać.
                                                
 

   Nie byłabym sobą gdybym jednak nie zapytała,czy Wy także jak pewien "łodzianin"  odbieracie tę historię jako opowieść przesyconą seksem oto link  do opini w/w. Przeczytałam i to kilka razy tę oponię i nie mogę się z nią zgodzić. Wręcz współczuję łodzianinowi bo skoro tylko ten seks zauwaył to ośmielam się twierdzić że sporo wartościowych informacji przegapił.Wolę też nawet nie zgadywać co mógłby napisać na temat opisanej preze mnie wcoraj książki Wandy Półtawskiej,ponieważ niejednokrotnie wspomina Ona o miłości lesbijskiej kwitnącej w obozie.
   Dodatkowo zanaczę iż szukałam informacji dotyczących wspomnianego w powieści molestowania, faktycznie pierwsze wzmianki na ten temat pochodzą już z okresu kiedy kierował sierocińcem, jednak ze względu na to iż oniesienia złożył zwolniony przez Rumkowskiego opiekun policja widac uznała to za próbę oczerniania.Również i z okresu wojennego pochodzą wzmianki na ten temat od współpracownic i innych ludzi. Nie byłby zatem obraz pełny gdyby te wiadomości opuścić.
      

              Książka zaliczona do wyzwania:
                        
TRÓJKA E-PIK - edycja sierpniowa
                                    
  Literatura skandynawska : "Biedni ludzie z miasta Łodzi" Steve Sem - Sandberg
           
              Została jeszcze:
- literatura polska ( spotkanie z autorem którego wcześniej nie czytaliśmy) - jeszcze nie wybrałam
- powieść z wątkiem XIX wiecznej Anglii - "Róża Sewastopola" Katherine McMahon ( tu skorzystam i będzie to też książka zaliczona do wyzwania z półki.
                                       

czwartek, 2 sierpnia 2012

"I boję się snów" Wanda Półtawska

  Dr. Wanda Półtawska z domu Wojtasik  urodzona 2 listopada 1921 roku w Lublinie, najbardziej chyba znana więzniarka obozu koncentracyjnego w Ravensbruck , przyjaciółka Jana Pawła II. W jej sprawie pisał Karol Wojtyła do św.Ojca Pio o uzdrowienie gdyż była chora na raka, zdarzył się cud. Zresztą nie pierwszy w Jej życiu. Już samo to że przeżyła w Ravensbruck będąc tzw. króliczkiem jest cudem. Po wojnie ukończyła medycynę, jest matką czterech córek i żoną Andrzeja Półtawskiego doktora filozofii.
 


Wanda Półtawska
   
                             

  Książka będąca zapisem lat spędzonych w obozie koncentracyjnym Ravensbruck "I boję się snów" powstała gdy jej autorka autentycznie bała się spać,gdyż to w nocy gdy zasypiała dopadały ją demony przeszłości ,śnił jej się obóz i wszystie te sceny były tak realistyczne że robiła wszystko by nie zasnąć. Jak sama pisze w obozie rzadko śnił Jej się dom i wtedy obudzenie się było na wskroś bolesne, w domu po powrocie kiedy była już wolnym człowiekiem wsystko było na odwrót.W ońcu zwierzyła się ze swego zmartwienia swojej byłej nauczycielce,nie chciała tym obciążać rodziny. Powierniczka powiedziała : "Wiesz, a  spróbuj to opisać.Może pomoże?" 
  Pomogło.
  Wspomnienia z tamtego okresu niezależnie od tego czy dotyczą któregoś z więzień ,gett czy obozów są równie wstrząsające.Czy bohater przeżył czy są to tylko cudem przekazane notatki, spisane przez zamordowanych, kroniki pochowane na czas pózniejszy. Jedno je łączy ,piekło które opisują.Nieludzki zbrodniczy system na którego wyjaśnienie nie ma słów.
  Wanda Półtawska opisuje swoje losy od momentu aresztowania, przez pobyt na Pawiaku i najtrudniejszy chyba okres pobytu w KL. Poznajemy młodą dziewczynę,która od początku wie jedno trzeba pozostać w tym nieludzkim okrutnym świecie człowiekiem. Nie było to łatwe darzają się i momenty kiedy zastanawia czy niełatwiej byłoby poddac się stać się muzułmanem  myślącym tylko o tym by coś zjeść,nie ważne co,zjeść. Nie myśleć,nie czuć ot taki kadłub i nic ponad to. Otwarcie przyznaje się do pokusy,czy byłoby łatwiej? Nie wiem,wiem że mimo wszystko nie poddaje się, odpedza nędzne podszepty ciemnej strony jestestwa i podejmuje walkę na nowo. Dziwnie to brzmi, walkę ,w tamtych okolicznościach. Tak walkę, walką było to że wstała, że się umyła,najadła o innych przy tym pomyślała pomogła, podała. Wydaje się niewiele ale to wymagało ogromnego wysiłku by się nie poddać.
  Po tym jak poddano więżniarki m.in. i autokrę operacji doświadczalnej jej myśli krążyły tylko wokół tego by zracjonalizować to cierpienie, miała nadzieję że komuś te operacje pomogą. Kogo na to stać by się nad sobą nie użalać? Pomagała ledwie chodząc innym zoperowanym więzniarkom,to wydaje nam się takie proste,a ile leżymy po operacjach w szpitalach pod przeciwbólowymi kroplówkami? Czy ktoś od nas wymaga wstawania? A im kazano wstać i robić ,kto by się tam przejmował gorączą i bólem. Wiem że porównania te są nie na miejscu, nie wolno taich rzecy porównywac ale ja inaczej spróbować wyobrazić sobie ile silnej woli i miłosci blizniego musiała mieć w sobie każda z pomagających? W warunkach ,które przecież nejednokrotnie usprawiedliwiają naprawdę straszne czyny ludzkie, przynajmniej ja nie odważyłabym się ich potępić(tych ewentualnych czynów i ludzi) . Autorka i bohaterka tych wspomnień wyszła z tej próby zwycięsko a jej dalsze życie jest tylko tego dowodem.
    Bardzo podobała mi się modlitwa napisana przez inną więzniarkę,modlitwa o przebaczenie dla oprawców oto ona:

  "Pokój ludziom złej woli,
   i koniec wszelkiej zemście
   i wszelkim mowom o karze i chłoście.
   Okrucieństwa kpią ze wszystkiego ,co już było,
   przekraczają granice ludzkiego
   rozumu i wielu jest męczenników.
   Dlatego,o Boże,
   nie wymierzaj ich cierpień na szalach
   Twojej sprawiedliwosci,
   nie żądaj okrutnego porachunku,
   ale rozlicz ich inaczej:
   Spraw,aby wyszły one na dobre
   wszystkim katom,
   zdrajcom i szpiegom
   oraz wszystkim złym ludziom
   i przebacz im ze względu na odwagę
   i siłę ducha innych...
   ...Wszystko co dobre powinno się liczyć ,
   nie to, co złe
   i nie powinniśmy żyć dalej w pamięci
   naszych wrogów jako ich ofiary,
   koszmary i makabryczne zjawy,
   a raczej przyjść im z pomocą,
   aby mogli oddalić się od swojej manii.
   Tylko tego trzeba od nich wymagać,
   oraz,abyśmy mogli ,kiedy wszystko minie,
   żyć jak ludzie wśród ludzi,
   oraz aby znowu zapanował pokój
   na tej biednej ziemii ludziom
   dobrej woli,i aby pokój ten przyszedł także do innych."
    
       "Przeczytałam tę modlitwę po niemieckui bez oporów - niechże im Pan Bóg przebaczy!" *
                                                       Wanda Półtawska

     
 
Wanda Półtawska
"I boję się snów"

Święty Paweł 2006