niedziela, 11 maja 2014

Stefan Dąmbski "Egzekutor"

 
 
Tak naprawdę spotkałam się już z tym tematem w wielu z przeczytanych książek na temat II wojny światowej. Wiadomo przecież że w jakiś sposób trzeba było walczyć również z tymi których uważało się za przyjaciół a byli ukrytymi wrogami. Częste wbrew pozorom były te przypadki i nigdy specjalnym zdziwieniem nie reagowałam na wzmianki o tym że ktoś został zlikwidowany , zwykle byli to volksdeutsche z najróżniejszych powodów współpracujący z Niemcami, choć oczywiście nie zawsze. Bywali i inni ,przeciętni obywatele jedni współpracowali ze względów że tak określę "wyższych" czyli obiecano im że przykładowo wypuszczą kogoś z rodziny osoby skłanianej do współpracy, bywały i "niższe" pobudki czyli pieniądze. Likwidowano również żydowskich i polskich policjantów zbyt gorliwie wykonujących swoja pracę, o strażnikach więziennych , niemieckich żołnierzach , członkach SS, SA czy SD i Gestapo nie wspominając.
   Czy można się dziwić że takie osoby zagrażające wtedy życiu czasem i setek ludzi dostawały wyroki śmierci ? Przypomnę choćby podstawową zasadę że za dezercję również jest kara śmierci , za niewykonanie rozkazu sąd oczywiście to w wojsku.
     "Musieliśmy podporządkować się specjalnemu prawu wojennemu , za którego przekroczenie czekały nas różne kary dyscyplinarne. Tak jak w regularnym wojsku : raporty karne a nawet sąd polowy." * 
     Zatem dziwi mnie fakt że książka ta wywołała aż takie zamieszanie , rozumiem wizerunek kryształowo czystego bohatera z sercem na dłoni jest dość pociągający i trudno pogodzić się z tym że nie jest czarno białe a ma najróżniejsze odcienie niestety w czasie wojny najczęściej odcień krwawej czerwieni. Czy naprawdę czytelnicy wierzyli , zanim przeczytali tę książkę że różnoracy zdrajcy rozpływali się w niebycie bez niczyjej pomocy ? Jakim to u diabła ma być zagrożeniem dla AK , bo nie bardzo rozumiem?Podobnie jak przy filmie "Tajemnica Westerplatte" nie widzę przesłanek do tego by w jakiś znaczący sposób zmienić zdanie o bohaterskiej postawie osób w tym uczestniczących. Coraz częściej natykam się na to że ktoś zaczyna walczyć o dobre imię kogoś kto wcale jeszcze go nie stracił i pytanie czy przy obiektywnym spojrzeniu stracić je w ogóle może.
    Poniżej cytat przedstawiający przypadek młodego chłopaka będącego w AK , zrobił coś za co otrzymał wyrok , wykonać go miał autor książki :
    "We wsi Hyżne jest wielka wsypa. Na posterunku milicji, oddalonym o pół kilometra od wikarówki, znajduje się długa lista, bo aż 90 osób, które w zassie okupacji należały do konspiracji. Według tej listy już za parę godzin zostaną przeprowadzone przez bezpiekę rzeszowską aresztowania. (...)
   A teraz najbardziej przykra sprawa. Lista została podpisana przez jednego z nowo upieczonych milicjantów. który sam za niemieckiej okupacji należał do AK  i wszystkich w terenie znał dokładnie. Co mu strzeliło do głowy, aby się stać komunistą i zaprzedać wszystkich swoich kolegów nie wiem do dziś. Ten chłopak miał dopiero niecałe 19 lat, był moim rówieśnikiem. znałem go od małego dziecka... Razem graliśmy w piłkę nożną na okrągłym gazonie w Dylągówce, on w pomocy, a ja na prawym ataku(...)
   I teraz stoi przede mną ksiądz Ostrowski i prosi, abym udał się wraz z obecnymi tu partyzantami i strzelił w łeb swojemu byłemu koledze. "
   Książka bardzo trudna w odbiorze i owszem ale ze względu na sposób w jaki została napisana, autor bowiem pisał jak bohater dumny ze swoich czynów i właściwie miał do ego prawo, razi jednak chwilami to że przynajmniej początkowo zabijanie sprawiało mu przyjemność, rwał się do tego i w tym widział swoistą karierę. My zaś jesteśmy przyzwyczajeni do tego że nawet jeśli już przyznamy że tego typu akcje były potrzebne to powinny odbywać się szybko czysto z zamkniętymi oczami i nie powinno się do nich wracać. Jak widać na podstawie wspomnień autora  nie da się tak , bezrefleksyjne chwilami choć całkowicie uzasadnione realiami zachowania autora ulegają zmianie , w końcu zaś wygrywają demony wojny autor po nieudanych próbach ułożenia sobie życia poza Polską popełnił samobójstwo.
     " Gdy dzisiaj to wspominam , czuję w sobie duży niesmak. Wtedy jednak było inaczej - patrząc na te ciała , miałem się za bohatera, który ciężko pracuje dla Ojczyzny i który podziwia tylko owoce swojej pracy ..."  *
    Podejrzewać tylko mogę że książka ta miała być swoistą spowiedzią , nie zgodzę się że została napisana by oczernić żołnierzy Armii Krajowej , by wzbudzić tanią sensację gdyż nie ma podstaw ku temu. Książka ta jest bardzo ważna, uważam że każdy w odpowiednim wieku powinien ją przeczytać choćby po to by nie ulec jakże częstemu i mile widzianemu romantycznemu wizerunkowi wojny.
   Jest to też kolejna lektura , która uczy nas że po pierwsze wojna dotyka wszystkich najczęściej jednak tych najmniejszy na nią mających wpływ :
   "Miejscowa ludność jak zawsze była na łasce ludzi, którzy uczestniczyli w wojnie. Nigdy nie wiedzieli, co im przyszłość przyniesie, czy jutro nie zostaną wymordowani przez czyjąś pomyłkę."  *
   po drugie że nie można oceniać ludzi żyjących w tamtych czasach , w warunkach w jakich przyszło im żyć, teraz wiecznie to powtarzam i niestety nieustannie natykam się na jakieś dziwne i niczym nie usprawiedliwione próby.
   Osobną kwestią jest to czy naszemu bohaterowi faktycznie sprawiało przyjemność zabijanie, czy może był to jakiś sposób racjonalizacji i próby poradzenia sobie z czymś co okazało się jak wiemy ciężarem nie do udźwignięcia . Kim byłby Stefan Dąmbski bez II wojny światowej ? Normalnym człowiekiem ośmielam się rzec jeśli tylko udałoby mu się żyć w normalnych czasach. O ile coś takiego w ogóle istnieje.
   Książka ta jest mi też bliska gdyż jak się okazało  ze stron wspominanych ( jedno z miasteczek a dokładniej wieś przy nim do dziś mieszka tam część naszej rodziny)  przez autora pochodziła moja babcia , nie mogę z nią już rozmawiać zatem choć poczytałam o tym jak było. Oczywiście to tylko skrawek ówczesnej rzeczywistości ale te skrawki właśnie tworzą całość. Myślę że warto pamiętać czytając literaturę tamtego okresu że czytamy o ludziach mogących być albo i będących naszymi przodkami i to nie jakimiś z zakurzonej przeszłości ale tymi , którzy szykowali nam śniadania, ocierali nam łzy gdyśmy sobie nabili guza, spacerowali z nami godzinami i opowiadali czasem wyimaginowane historie z przeszłości bo jakże tu opowiadać o piekle na ziemi małemu dziecku. Może jednak choć strzępami tych prawdziwych się podzielili jeśli mieliśmy szczęcie. Może macie jeszcze więcej szczęścia i możecie zapytać sami , zróbcie to zanim okazja bezpowrotnie przeminie.

   Wyzwanie :
  

 
    * Wszystkie cytaty przepisane z książki Stefana Dąmbskiego "Egzekutor" Ośrodek Karta Warszawa 2010 wydanie pierwsze

9 komentarzy:

  1. Kiedy ją przeczytałem, nie dziwiłem się środowiskom kombatanckim, że były oburzone tą książką - Dąbski wyszedł w niej jak zwyrodnialec, a przecież był żołnierzem AK. Jeśli jego wspomnienia odzwierciedlają rzeczywistość, to "Egzekutor" jest przykładem dylematu, czy ujawniać prawdę choćby najbardziej przykrą czy też zamiatać brudy pod dywan, żeby nie szargać świętości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oburzenie ewentualnie może bym zrozumiała ale próby zarzucenia kłamstwa i konfabulacji że niby czegoś takiego wcale nie było , wybielanie na siłę całej AK jest nieuzasadnione. Na dodatek może prowadzić do niechcianego wniosku że być może tak było skoro usilnie ktoś próbuje to ukryć.
      Wyszedł w niej jak zwyrodnialec powiadasz, na aniołka to faktycznie nie pozował. Jest możliwość że jego psychika w ten chory sposób sobie z tą nienormalną sytuacją radziła. Sam pisał że z początku czuł się jak bohater i był dumny a dopiero z czasem przyszła refleksja. Wezmy też pod uwagę że ktos musiał to robić , mówimy cały czas o wojnie obronnej a to wazny aspekt rozważań. Pada wyjaśnienie że to były rozkazy a rozkaz musi być wykonany, z niewykonanie rozkazu grozi śmierć i tu mam wątpliwości czy ten przecież używany i przez nazistów argument w świetle opisywanych wydarzeń jest argumentem do przyjęcia czy jednak nie?

      Usuń
    2. To wszystko prawda, ja też nie stawiam mu zarzutów. Ktoś przecież podjął decyzję, że nastolatek będzie wykonywał wyroki śmierci. To że zgłasza się na ochotnika, w sumie dzieciak, nie oznacza, że musi to być akceptowane przez dorosłych i przełożonych.

      Usuń
    3. Masz rację należy wziąć pod uwagę i wiek właściwie dziecięcy jeszcze kiedy zaczynał. Czy dorośli nie powinni się godzić , pewnie nie , pytanie o ile starszy był ten który go do tego wciągnął. Choć przecież i sam ksiądz wydawał mu rozkaz likwidacji , rozkaz bo jak wiemy był od niego wyższy stopniem. Kwestia młodych bardzo młodych ludzi , wręcz dzieci na wojnie zawsze jest najbardziej kontrowersyjna a zdarza się to od setek lat. Pamiętam że zdziwiona byłam kiedy w "Przeminęło z wiatrem" czytałam o tym jak formowali oddział z dzieci i starców .

      Usuń
    4. Czy dorośli powinni się godzić - miało być

      Usuń
  2. Oj, koniecznie muszę jej poszukać. Świetny tekst.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szukaj , szukaj życzę powodzenia. Naprawdę warto pomyszkować po bibliotekach czy księgarniach.

      Usuń
  3. Bardzo zachęcająca recenzja. Od jutra jej szukam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto poszukać , naprawdę . Zamierzam pokonać moje lenistwo i udać się do jedynej w moim mieście biblioteki , która posiada "Spowiedz" Perechodnika bo inaczej raczej ego nie trafię a z każda kolejną pozycją wydana przez Kartę którą czytam upewniam się w przekonaniu o naprawdę wysokiej jakości ich pracy.

      Usuń