piątek, 28 lutego 2014

"Wałkowanie Ameryki" Wałkuski

 Spojrzałam dziś na książki przeczytane w ubiegłym roku i okazało się że nie opisałam "Wałkowania Ameryki" , co ciekawsze przeczytałam ja ponownie w tym roku i również nic nie napisałam. Jest to bardzo interesująca pozycja, dość oryginalna gdyż ukazuje nie tyle kraj co jego obywateli w życiu codziennym i nie tylko. Byłam pod sporym wrażeniem a tu proszę ani słowa. Zatem postanowiłam nadrobić niedopatrzenie.

  Książka a nie jest typową książką podróżniczą do jakich jesteśmy przyzwyczajeni, jest to raczej przekrój społeczeństwa amerykańskiego. Gładko i łatwo się czyta , szczególnie części o religiach głównie protestanckich ale nie tylko i sposobach duchownych na ściągnięcie wiernych do siebie czy o szeroko rozumianym country czyli o muzyce i o życiu na wsi lub w małych miasteczkach a trzeba wiedzieć że jest ono zupełnie inne niż w wielkim mieście. Powstaje wręcz sielski obrazek, zakłócony trochę rozdziałem o dostępie do broni. Jedyne co mnie trochę znużyło to część która z pewnością zainteresuje każdego kierowcę czyli samochody, drogi , przepisy drogowe i ich stosowanie. Ogólnie bardzo książkę polecam, czuje się w niej tego ducha Ameryki no i można porównać sobie to co wyobrażamy sobie na podstawie seriali z tym co relacjonuje pan Marek Wałkuski.

"Potęga kobiecości" Helen Andelin

Pierwszy ale nie najważniejszy plus tej książki to jej okładka, książka ta to poradnik dla kobiet jak dbać o męża i małżeństwo przede wszystkim ( wszak chodzi o związek a nie o jednostkę) tak by szczęśliwie i w zgodzie żyć ze sobą. Jest pełna wskazówek jak postępować by małżeństwo choćby z dziesięcioletnim, dwudziestoletnim czy nawet i pięćdziesięcioletnim stażem nadal żyło naprawdę kochając się. I stąd mój zachwyt nad okładką , widnieje na niej zdjęci starszej ale jakże pięknej i "młodej duchem" pary. Zwykle jest tak że na okładkach widujemy tylko pięknych i młodych nawet jeśli treść dotyczy dojrzałych ludzi. Może poza poradnikami jak pielęgnować osobę obłożnie chorą. Przecież najlepszą reklamą dla tego typu poradnika , jak utrwalić swój związek jest ukazanie kogoś kto już to zrobił, jeśli czytamy o tym jak przeżyć ze sobą życie chcemy by również okładka mówiła coś o treści.

  Drugim istotnym , jeszcze większym atutem tej pozycji jest jego autorka, kobieta mająca ośmioro dzieci, męża , książkę tę wydała w 1963 roku , potem prowadziła zajęcia w szkołach wieczorowych, parafialnych wszelkich wyznań i podczas rekolekcji. Od razu zaznaczę że to iż książka wydana została w latach sześćdziesiątych specjalnie nie przeszkadza. Choć bywają momenty zgrzytu, ale jeśli weźmiemy pod uwagę całość to i ten zgrzyt był swego czasu przewidziany.
  Jest to pozycja jak na dzisiejsze czasy nietypowa, choć chyba coraz częściej spotykam się z tym że ludzie uciekają od tego owczego pędu, materializmu, egoizmu i zaspakajania tylko swoich potrzeb. Odnoszę wrażenie że jest to odtrutka na to co mówi nam świat, że mamy zająć się własną karierą, rozwojem i osiąganiem sukcesu. Zapominamy że nie każdy do tego ma predyspozycje. Według autorki kobiety powinny zajmować się tym co najważniejsze czyli domem , gdyż nic nie jest więcej warte. Z jednej strony zgadzam się całkowicie i uważam że książka ta może tez pomóc podjąć pewne ważne decyzje, szczególnie kobietom które chciałyby a boją się. Z drugiej argumenty autorki do mnie nie do końca przemawiają, gdyż pomysły na ograniczenie wydatków typu mniejszy dom , jeden samochód czy ubieranie się w sklepach z używana odzieżą sa ok pod warunkiem że mamy duzy dom , który możemy zamienić , dwa samochody z których jeden możemy sprzedać itd. Jak pisałam ten zgrzyt został przewidziany, w pewnym momencie autorka pisze ( powołując się chyba nawet na książkę swego męża) że praca kobiet ( wtedy nie tak częsta) powoduje że pracodawcy zmniejszają pensje mężczyzn dostosowując je do sytuacji czyli do tego że w domu są dwa zródła utrzymania. Gdyby nie pęd kobiet do pracy pensje te byłyby odpowiednio wyższe wynika z tego. Nie jestem ekonomistką ale o tym że kobiety niepotrzebnie pchały się do równouprawnienia pisała i tak samodzielna i niezależna kobieta jaką była Joanna Chmielewska.
   "Potęga kobiecości" jest wyjątkowa, również przez to że ukazuje jak pozbyć się własnego egoizmu , jak z uśmiechem i radością tworzyć lepszy świat dla swego męża by w domu panował spokój, harmonia i miłość. Automatycznie to powoduje i lepsze warunki do wychowywania dzieci. Nawet nie będę starać się ukryć że to mężczyzna jest tu najważniejszy ale i kobieta nie pozostaje zostawiona sama sobie, jej zachowanie ma powodować że mąż będzie kochac ją po wsze czasy. I z listów prezentowanych w książce, które autorka otrzymała wynika że to się sprawdza. Oczywiście zdaje sobie sprawę z ego że i krytyczne listy zapewne do autorki trafiały.
  Jednak w dzisiejszym świecie jest to książka , która pomoże być może kobietom ustalić od nowa swe priorytety, w końcu w życiu nie o to chodzi byśmy gonili za pieniędzmi za wszelką cenę , kariera  i rozgłosem. Uczy nas ona jak nie dać sobie wmówić że to co o nas o i tym co posiadamy mówią i myślą nie jest najważniejsze a o tym często zapominamy i goimy nie tyle swoje marzenia co spełniamy wymagania innych by wzbudzic w nich zazdrość.
  Daleka jestem od wygłaszania prawd objawionych , mnie się ta książka podobała i polecam nawet jako ciekawostkę tyko. Jak innym, nie wiem.  

czwartek, 20 lutego 2014

Szewach Weiss "Ludzie i miejsca"


  Szewach Weiss w swojej książce pisze : " Język niemiecki wywołuje bolesne wspomnienia. Zaraz widzę przed oczami jakaś łapankę w getcie. choć z drugiej strony, to jest mój język , język Einsteina, Freuda,Marksa,Heinego.
  Cała niemiecka elita to Żydzi, którzy mówili po niemiecku o wiele lepiej od samego Hitlera ..."*
    W ogóle nurtuje mnie od lat pytanie jak człowiek z wyglądem Hitlera, nie ukrywajmy nie bardzo aryjskim mógł tak porwać za sobą ludzi i nakłonić ich do takich a nie innych czynów. Patrząc obiektywnie ze spokojem można by mu przyznać pierwsze miejsce na liście osób o nieodpowiednim wyglądzie , według jego własnych wytycznych. Jednak nie nad Hitlerem chciałam się rozwodzić.                                                
  
   Spory problem ma Polska z II wojną światową, notorycznie słyszy się o "polskich obozach śmierci" i niezliczona ilość dyplomatycznych próśb, reakcji bardziej stanowczych z żądaniem wręcz, zmiany nieodpowiedniego terminu pozostają może nie bez odpowiedzi ale z pewnością bez reakcji. Sprawa odchodzi w niebyt by po kolejnej niefortunnej wpadce powrócić na chwilę , wyrażamy swoje oburzenie i efekt jest identyczny czyli żaden. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tak trudno jest zapamiętać że to były niemieckie obozy śmierci, wręcz rzec należałoby hitlerowskie?!
    Dlaczego obecnie w Niemczach żyje więcej Żydów niż w Polsce ? O czym dowiadujemy się choćby przy takich okazjach jak zakaz uboju rytualnego czy też przy promocji książki o kolejnej tragedii okresu holokaustu ? Dlaczego nie wyciągamy z tego wniosków ? Nie to żebym nawoływała do niechęci do dzisiejszych Niemiec, niemniej dziwi mnie to.
    Nić porozumienia między narodami usiłuje zawiązać od lat Szewach Weiss , o tych próbach między innymi pisze w swojej książce "Ludzie i miejsca". Opowiada w niej o ważnych w swoim życiu ludziach oraz o ważnych wydarzeniach. Historie te chcąc nie chcąc zdominowane są tematem II wojny światowej, wprawdzie czytamy i o tworzeniu się nowego wolnego państwa żydowskiego i o współczesnej polityce, jednak w wielu przypadkach wracamy wciąż do tego tematu. Nie, nie jest to narzekanie, cieszę się że jeszcze o tym się pisze i uważam że należy to robić nieprzerwanie. Należy ciągle do tego wracać i wyjaśniać jak było , nie oceniać! Wyjaśniać, tłumaczyć i co ważniejsze pilnować by się nie powtórzyło.
     Wstrząsające jak zawsze są historie osób uratowanych jak choćby sam autor, jako dziecko z rodzina ukrywany za ścianą przez Ukrainkę , już w chwilę po wojnie matka Szewacha Weissa stanęła na wysokości zadania ratując swoją wybawicielkę kiedy po nią i jej syna (należącego do ukraińskiej faszystowskiej policji ) przyszło NKWD. Wiemy jednak że były i odwrotne sytuacje i tu myślę że mimo wszystko my tego nie zrozumiemy, bo jak cos takiego zrozumieć?  Pewnie, zawsze podkreślam że wiem co powinnam zrobić jednak uważam że należy uczciwie przyznać że to póki sami nie jesteśmy w takiej sytuacji ( i obyśmy nigdy nie byli) nic o sobie i o swoich możliwościach nie wiemy. Nie wiem czy wiedząc że moja rodzina może zginąć za pomoc zaryzykowałabym, czy jednak pokonałby mnie strach. I o tym, pięknie pisze Weiss , zwracając uwagę że i sami Żydzi pod tym względem sprawdzeni nie byli i oby nie musieli już nigdy.
    Zaskakujące dla mnie było za to przedstawienie sylwetek sławnych Żydów mających korzenie w Polsce , nigdy się nad tym nie zastanawiałam a nazwiska niewiele mówią , przynajmniej mnie choćby bracia Warner - Mazowsze; aktualnie wytwórnia filmowa Metro - Goldwyn - Mayer ( MGM ten ryczący lew przed filmami jest charakterystyczny) - Samuel Goldwyn( Szmuel Gelbfisz) z Warszawy ; Rene Goscinny to potomek Stanisława (Warszawa) i Anny ( z wioski Chodorków obecnie na Ukrainie) dzięki wspomnieniu sięgnęłam z córką po Mikołajka i dzisiaj wieczorem czytałyśmy.
   Najważniejszą jednak postacią pozostaje dla mnie matka autora Gitł zwana Gienią, dlaczego ? Sami musicie zobaczyć jak opisuje ją syn, nie ma mowy by ktokolwiek przyćmił jej obraz.
   Może kiedyś oby jak najprędzej spełniło się marzenie Szewacha Weissa "...abyśmy wspólnie pokonali antysemityzm, ksenofobię i rasizm." **  
  
   Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości :
   
            
 
Cytaty  książki :
* Szewach Weiss "Ludzie i miejsca" str. 83
 ** SZewach Weiss "Ludzie i miejsca" str. 219
 

Bieda w literaturze czyli nie tylko Germinal.


   Marlow na swoim blogu opisał ostatnio wrażenia po lekturze książki "Germinal" E. Zoli, po tym wpisie i nie tylko zresztą myślałam o szeroko pojętej biedzie, myślę że takiej prawdziwej , skrajnej nędzy zwyczajnie nie znam i jak każdy raczej znać nie chcę. W komentarzach poruszono również te kwestię w odniesieniu do czasów współczesnych. Czytając biblię z kolei pomyślałam że przecież sporo tam o biednych napisano, o pieniądzach zresztą również. I jak na zamówienie trafiłam na tekst księgi "Mądrość Syracha" rozdział 13 wersety od 18 do 24.

   "Bogaty i ubogi
   Jakiż pokój między hieną a psem
   i jakiż pokój między bogatym a ubogim?
  Onagry na pustyni są żerem dla lwów,
   a biedni są łupem dla bogaczy.
  Jak obrzydliwością jest dla pysznego pokora,
  tak obrzydliwością dla bogatego jest biedny.
  Kiedy bogaty się chwieje, przyjaciele go podpierają,
  a biednego gdy upadnie, odepchną przyjaciele.
  Gdy pomyli się bogaty, wielu ma pomocników,
  gdy mówić będzie niedorzecznie, jeszcze go uniewinnią.
   Gdy biedny się pomyli, będą go bardziej ganili,
  a gdy mówi mądrze nie znajduje uznania.
  Gdy bogaty przemawia, wszyscy milkną
  i mowę jego wynoszą pod obłoki.
  Gdy biedny przemawia, pytają : << Kto to taki?>>
  a jeśli się potknie, całkiem go obalą.
  To bogactwo jest dobre, które jest bez grzechu,
  a według bezbożnego ubóstwo  [zawsze] jest złem."

    Zobaczcie jak niewiele a właściwie nic, się nie zmieniło w postrzeganiu człowieka biednego? Zastanawiam się czy marzenie by wszyscy zastosowali się do jednego tylko nakazu znanego nam z "Kazania na górze" a danego nam przez samego Chrystusa jest nierealne? Utopia ? I nie mam na myśli tylko biednych ale wszystkich bez wyjątku, również wroga bo cóż za wysiłek kochać przyjaciela, jak napisano w innej księdze i faryzeusze tak czynią.  

wtorek, 4 lutego 2014

Bear Grylls "Kurz, pot i łzy" - czyli calkowite zaskoczenie

Autor : Bear Grylls
 Tytuł : "Kurz, pot i łzy"
Tytuł oryginału : "Mud, Sweat and Tears"
 Przekład : Arkadiusz Belczyk
Wydawnictwo : Pascal
 Gatunek : autobiografia
Książka : z biblioteki


  
Program "Szkoła przetrwania" chciałoby się rzec zrobił z niego osobę znaną na całym świecie, i w jakimś stopniu jest to prawda. Jednak tylko w pewnym stopniu, gdyby Bear Grylls sam nie osiągnął życiu tylu sukcesów, zwyciężając niejednokrotnie sam siebie nie byłoby mowy o programie. Tak naprawdę jest On fascynującym młodym człowiekiem wiedzącym czego chce i dążącym do realizacji marzeń w zasadzie już od dziecka.
  Tak naprawdę z wielkim zaciekawieniem czytałam Jego wspomnienia, z zapartym tchem śledziłam każdy krok w czasie selekcji do SAS(R) czy kiedy metr po metrze przesuwał się ku szczytowi Mount Everestu. Szczerość z jaką opisywał te mordercze zmagania z czasem , naturą i samym sobą wreszcie po prostu jest powalająca. Nie robi z siebie bohatera choć nim jest , wystarczy wspomnieć że Mount Everest było jego marzeniem od lat i spełnił je mimo tego że wcześniej w wypadku złamał kręgosłup w trzech miejscach. Jednak co dla Niego charakterystyczne to właśnie wtedy wziął się na poważnie do realizacji w/w marzenia. Tak już po wypadku, gdyż cała rekonwalescencja była pierwszym krokiem. Nic by nie wskórał gdyby się wtedy poddał.  Dla mnie jest niewiarygodnie motywującym przykładem. Sami zrozumiecie jeśli przeczytacie tę książkę. W zmaganiach autora niezależnie od tego czy chodzi o kolejny szczyt,  przepłynięcie morza w łódce czy choćby o selekcję a potem szkolenie w jednostkach specjalnych najważniejszy jest zawsze ten krok , który za chwilę musisz zrobić, nie to że za dwadzieścia metrów będą bagna czy może ściana lodu nie do przejścia tylko ten krok , który w tej chwili musisz zrobić , bez niego do żadnych bagien nie dojdziesz. Trzeba niejednokrotnie samego siebie przekonać żeby nie tylko wykonać ten krok , są chwile gdy trzeba samego siebie zmusić do kolejnego oddechu a co dopiero dalej.
  Nie myślałam że ta książka zrobi na mnie takie wrażenie, że okaże się tak ważna dla mnie. Ot z ciekawości chciałam poczytać a okazało się że przeżyłam fascynującą przygodę i wcale nie chcę by się to skończyło. I wcale nie musi bo książek ten Pan napisał już kilka o jednej już kiedyś pisałam, następne również zamierzam przeczytać. Co ciekawsze są już jego autorstwa powieści dla młodzieży co bardzo mnie cieszy. Nie ukrywam też że bardzo zależy mi by i syn przeczytał "Kurz, pot i łzy" myślę że każdy nastoletni chłopiec powinien móc choć raz mieć możliwość przeczytania jej. Ponieważ autor pisze otwarcie nie tylko o sukcesach, pisze i o chwilach kiedy się nie udało, kiedy nie wypadł tak dobrze jak chciał. Pisze o problemach z którymi walczył jako nastolatek a , które jakoś specjalnie przez te lata się nie zmieniły.
   Jeszcze jedna i najważniejsza tak naprawdę rzecz , która przyciąga mnie do autora i pozwala z czystym sumieniem polecić jego dzieło. To wartości , którymi się kieruje. Najważniejsza jest rodzina, rzadko obecnie może nie tyle spotykane , co podkreślane. To takie obciachowe przecież że facet będący wzorem dla tysięcy mężczyzn i chłopców mówi że najważniejsza jest rodzina, ta z której pochodzi jak i ta którą obecnie z żoną tworzy. I Bóg, tak dobrze przeczytaliście Bóg. Bo sami bez Boga i bez bliskich ... ale to najlepiej wytłumaczy Wam Bear Grylls. 
    I pokora, pokora i jeszcze raz pokora to dzięki niej Bear napisał :
" W końcu o 7.22 rankiem 26 maja 1998 roku szczyt Mount Everstu rozłożył ramiona i przyjął mnie z przemarzniętymi policzkami, po których spływały łzy. "    Bo jak tłumaczy to Mount Everest pozwolił się zdobyć a nie on Bear Grylls zdobył Mount Everest. Piękne, mądre słowa warte zapamiętania.

czwartek, 23 stycznia 2014

Co czytam ?

 "Babunia Misiunia Taube , matka mamy.
  Babunia miała białe ,gładko zaczesane włosy , żywe czarne oczy i bardzo łagodny uśmiech.
  Wieczorami kładła z papą pasjanse.
  W piątek i sobotę wielkiego postu jadała potrawy na oleju , a w wielki piątek suszyła dzień cały i modliła się z grubej książki do nabożeństwa, w której było dużo świętych obrazków.
  Gdy któreś z dzieci było niezdrowe, dostawało od babuni ziółka miętowe i <<dziaduniowy proszek>>. Było to najlepsze lekarstwo w świecie , na które jedna babunia posiadała receptę. Szumiące jak woda sodowa, o niezapomnianym, przedziwnym smaku.
  W czasie choroby dziecka babunia jedna, poza mamą umiała je doglądać i dogadzać jego życzeniom.
  Pierwsze lekcje czytania odbywały się też z babunią.
  Pamiętam zaciszny pokój babuni, z wielkim łóżkiem w kącie, staroświeckim zegarem na jesionowej komodzie i ukwieconym ołtarzykiem pod ścianą.
  Pachniało w nim wodą kolońska i trociczkami.
 Rano Madzia i ja odbywałyśmy tam lekcję.
 Czytałyśmy każda po kolei w książce z wielkimi drukowanymi literami powiastkę o <<grzecznej Helence>>, która dzieliła się z braciszkami różowym karmelkiem i w ciepłym szlafroczku jadła kaszkę na mleku po kąpieli. Budziła w nas ona niechętny podziw swą bezprzykładną ,monotonną grzecznością. 
  Pózniej słuchałyśmy ze wzruszeniem Śpiewów historycznych Niemcewicza, czytanych nam przez babunię...
  Babunia uczyła tez czytać i pisać po polsku dzieci i dorosłych spośród dworskiej służby.
  Przez <<uniwersytet babuni>> jak z uśmiechem nazywano to nauczanie przeszli : Karol Mackowski, kuchcik, i Władek , jego pomocnik, i biedny , głupi Staś Pietraszewski , ogrodniczek, i dzieci Grajbera - przeszło ich wielu,wielu.
  Wieczorami zbierała babunia w swoim pokoju wszystkie dzieci i czytała im głośno. .
  Zasiadaliśmy wówczas przy stole w babuni pokoju , z farbami, dekalkomanią lub jakaś brudnawa robótką - i słuchaliśmy w milczeniu opowieści o dziwnych losach Róży na Tannenbergu - i wzruszały nas do łez szlachetne czyny Ostatniego Mohikanina.
  Ukończywszy poranna lekcje z nami . zabierała się babunia do czytania lub haftu.
  Czytała wiele i to rzeczy wcale nowe. Haftowała zaś pięknie, nie używając okularów, drobniutkimi krzyżykami na sposób ukraiński.
  Każde z dzieci miało nocna koszulkę wyhaftowana przez babunię. Wkładało ją na święta i trzeba było oszczędzać.
  Babunia posiadała najlepsze przepisy na wielkanocne mazurki i baby., które były niezrównanie lekkie, wyniosłe i pachnące świętem. "

          Zofia Szymanowska "Opowieść o naszym domu"  str. 36 - 37

 Wpisałam ten akurat fragment ze względu na przedwczorajsze święto. Robiłam porządki w książkach i otworzywszy "Opowieść o naszym domu" na tej konkretnej stronie , na rozdziale w którym autorka wspomina babcię uznałam że to niecodzienny przypadek i muszę się z wami tym cudnym wspomnieniem podzielić.
 
  Czytam "Anię z Zielonego Wzgórza" ale dawkuję ją sobie po rozdziale, dwóch dziennie aby przyjemność dłużej trwała, jak pisałam tutaj czytam tez Biblię, tym razem zaczęłam od Nowego Testamentu i na nowo odkrywam słowa Jezusa.
  Staram się ograniczać w czytaniu , wyselekcjonować kolejne książki do wydania i w ogóle jakoś to wszystko ogarnąć.

wtorek, 14 stycznia 2014

"Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem , lecz chcę , by trwała w cichości"

 
  Autor : Donna Woolfolk Cross
  Tytuł : "Papieżyca Joanna" ( pierwsze wydanie tej książki ukazało się pod tytułem: "Której imię wymazano"
  Tytuł oryginału : "Pope Joan"
  Przekład : Alina Siewior - Kuś
  Wydawnictwo : Książnica
  Seria: Z mroków przeszłości
  Gatunek : beletrystyka historyczna/powieść historyczna
  Książka : zostaje u mnie
   
     
     Przede wszystkim jest to świetna powieść historyczna, autorka wspomina że pracowała nad nią siedem lat zbierając materiały. I nie jest gołosłowna , efekt tej pracy możemy podziwiać na stronach tej książki. Pomijając całą sensacyjną otoczkę dotyczącą faktu iż to kobieta została papieżem autorka skupiła się na samej Joannie, na jej życiu od lat dziecięcych chłodnych i głodnych spędzonych pod tyranią ojca po śmierć.
   Losy Joanny to przykład tego jak bardzo kobiety musiały walczyć o to gdzie znajdują się dzisiaj. O zgodę nie tylko na pracę czy noszenie spodni oraz prawo do głosowania jak to widzimy dzisiaj. Głównie o podstawowe rzeczy o to by uznać je za ludzi nie równych mężczyznom bo to było niemożliwe ale o to by w ogóle uznać ich człowieczeństwo. 
  Ciekawe co powiedziałaby Joanna gdyby usłyszała że jako jedna z nielicznych ( ówcześnie ) kobiet utorowała nam w jakimś stopniu drogę do przywilejów? Chodziło jej przecież tylko o możliwość realizacji marzeń. A było to trudne. Wszak ludzie ( mężczyzni a jakże) uznawali że kobieta nie myśli , a jeśli nawet czegoś ją nauczyć to zdobywana wiedza powoduje mniejszą płodność np. Kobiety nie umieją logicznie myśleć a jeśli nie daj Bóg któraś wydałaby się że wie więcej niż mężczyzna , biada jej czarownica bez wątpienia albo opętana przez szatana. Naprawdę pomysłowość ludzi zdumiewa :-)
  Marzenie Joanny było więc marzeniem niebezpiecznym , gdyby ją odkryto groziła jej śmierć a jednak się udało. Dostała się na najwyższy z tronów - tu na ziemi. Fascynującą i przenikającą do szpiku kości drogę do celu oraz cenę jaką za to zapłaciła bohaterka tej historii, opowiada nam Donna Woolfolk Cross w swojej książce.
  Ciekawostką jest zamieszczony na końcu książki dodatek w którym dowiadujemy się i o innych kobietach żyjących w przebraniu męskim i to co dziwniejsze dotyczy też naszych czasów.
  
  Cytat w tytule pochodzi z książki : "Dony Woolfolk Cross "Papieżyca Joanna" str. 89  jest to Pierwszy List do Tymoteusza 2:11,12

 
   Za książkę dziękuję GW Publicat
    
 
Książka bierze udział w wyzwaniach :
 
  Czytamy serie wydawnicze
oraz
Z półki 2014