sobota, 25 sierpnia 2012

Zauroczenie

    Czytam jednocześnie "Kalamburkę" Małgorzaty Musierowicz ,"Wspomnienia wojenne" Karoliny Lanckorońskiej i podczytuję "Śliwki robaczywki" jakoś nie umiem się z nimi rozstać. Klimat tej powieści kompletnie mnie zauroczył,chętnie z niejednym bohaterem posiedziałabym choć chwilkę przy ciepłej herbacie i np. kaszy ze skwarkami.Takie to miłe,proste i ciepłe choć jak pisałam wcześniej nie brak ciemnych stron wsi. Zresztą co ja tu będę wymyslać sami zobaczcie:
 
   "Poranny pacierz Rychterowej wędrował za nią po chłodnej sionce,ulatując wraz ze stęknięciami ,gdy wkładała kolejne warstwy ubrań.Stopy marzły od zimnej posadzki ,bo słońce dopiero co wzeszło.
   Z trudem wciągała gumiaki na grube skarpety.W przybudówce przyczepionej od zachodu do chałupy nie było zbyt dużo światła.Rychterowa westchnęła cicho ,pogrzebała w kieszeni fartucha i wyjęła okulary.Nie były już nowe i prawdę mówiąc powinny miec mocniejsze szkła.Na razie jednak musiały wystarczyć .Przetarła je o rękaw bluzki ,po czym włożyła na nos.Świat stał się bardziej wyrazisty,także za sprawą promieni słonecznych ,które wreszcie przesunęły się nad dachem i oświetliły kąt podwórka...
  ... Doszła do kurnika.Wysunęła zasówkę z drzwi ,szarpiac nią nieco dla poluzowania.Pstrokaty pierwszy wsadził łeb w szparę .Stary kogut już tak długo przewodził kurzemu babińcowi ,że sprawował rządy niemal nawykowo.Przezornie łypnał okiem na gospodynię ,po czym zadzierzystym krokiem wyszedł na podwórko w poszukiwaniu rozsypanego ziarna.Kury niespiesznie wysuwały się w ślad za nim .Nie wszystkie jednak  - z wnętrza kurnika dochodziło przytłumione gdakanie.Co sumienniejsze kończyły znosić swoje obowiązkowe poranne jajko... " *

   "Bajorowa długo modliła się w bocznej nawie niewielkiego kosciółka.Za tych,których ziemskie sprawy nic już nie obchodzą.Za bliskich żeby się zdrowiem i dostatkiem cieszyli.Za syna,żeby za wódką rozumu nie stracił.Za papieża jak proboszcz na mszy uczył.Za radę parafialną ,żeby wreszcie się zgodziła,kto ma nowy obraz na ołtarz uszyć.Na koniec zachowała nieśmiałą modlitwę w intencji swojej własnej osoby .bo to dopiero był dwudziesty ,a jej z renty tylko pieć złotych zostało.Nijak Panu Bogu taką głupotą głowy zawracać nie wypadało ,ale już zupełnie nie wiedziała ,gdzie ratunku szukac." * 
 
   "...Poszła nawet do doktora.Zbadał ją, krew kazał pobrać .Powiedział że stara jest i że to osteoporoza .Tabletki kazał brać.Osiemdziesiąt złotych za paczkę! Takich drogich to ona już nie będzie kupować.Jogurty wtedy kazał jeść ,mleko pić.Pewnie .Żeby mleko pić, trzeba najpierw krowę mieć.A ona swojej nie miała.Bukietka córki była.Mleko dla dzieci  potrzebne i do skupu szło.
  Chwyciła wiadro i powli ruszyła w stronę domu.Stawiała ostrożnie kroki ,żeby nie uronić ani kropli mleka.Postawiła wiadro na schodku i przykryła je przygotowaną wcześniej ściereczką.Oczy też miała za stare żeby potem muchy powyławiać." *

  "Sięgnęła po mąkę .Dwa kilo wzięła ,inaczej pierogów robić nie warto było.Usypała na stole kopczyk.  Miejsce na jajko zaznaczyła,choć córka krzyczała zawsze że i bez tego ciasto się zrobi.Tylko wody gorącej dolewać trzeba.Tak ciepłej ,żeby ręce ledwo wytrzymywały.E,ręce Bajorowej to prawie wrzatku nie czuły.Dolała wody z garnka ,bo już się gotować zaczęła.Zagniotła prędko ciasto i na bok przełozyła.Wymieszała kaszę z twarogiem ,cebulki zeszklonej dorzuciła.Teraz łyżką wprawnie nabierała ciasta i w zgrabne kółka farszu nakładała.Sto dwa pierogi jej wyszły,policzyła.Jak nie zjedzą ,to do piwnicy się schowa.Na jutro będą." *

 
    Nie wiem jak Wam ale mnie szalenie pociągają tego typu opisy ,życia takiego jakie jest bez zbędnego koloryzowania i udawania. Bardzo realistycznie to wszystko opisane , robi ogromne wrażenie. Po prostu chce się czytać i czytać i jeszcze raz czytać ciągle od nowa.

   Czytam sobie  też "Kalamburkę" jestem dopiero na początku a właściwie na końcu gdyż uparcie czytuję ją od końca tzn. najpierw ostani rozdział potem przedostatni itd. Kto już czytał wie skąd taki system, a kto jeszcze nie miał okazji zapoznać się z tym tomem Jeżycjady niech zrobi to czym prędzej to zaspokoi swoją ciekawość.
  
   Zarówno Monika jak i Mila są miłymi małymi dziewczynkami, przedwcześnie psychicznie dojrzałymi przez wojenne doswiadczenia. Jednak, czym kompletnie mnie rozbrajają i powodują uśmiech nie tylko na twarzy ale i ten ważniejszy w sercu, chwilami zapomninają o Bożym świecie i stają się całkiem swobodnie rozmawiającymi uczennicami.
  
   " -Szarotki chyba - poprawiła ją Mila - To jest,przepraszam szarlotki.- I zaraz obie dostały ataku śmiechu, chichotały zakrywając dłońmi szczerbate usta ,trącały się łokciami i wybuchały na nowo kaskadą chichotów,aż Stefania pomyślała : muszę się uszczypnąć,czy ja śnię?Czy to na jawie ,wśród gruzów i mogił ,smieją się dwie sczęśliwe dziewczynki,śmieją się bez powodu,po prostu z czystej radości życia?" **

 " - A ja nie lubię kaszy z majerankiem i kawy z żołędzi - Mówiła Mila . - Jak już nie będzie wojny,bedę jadła tylko świerzy chleb i piła mleko.To jest najlepsze na świecie.
  - Czekolada jest najlepsza - sprzeciwiła się Monika . - Raz jeden Niemiec dał mi taką małą czekoladkę.Mama bała się mi coś przy nim powiedzieć ,więc szybciutko zjadłam,ale potem się na mnie strasznie gniewała ,że od Niemca nic brac nie wolno .
 - A na mnie Gizela  się gniewała ,że wzięłam od Ruska "tuszonkę".
 - Też nie wolno?
 - Też."**   

   Zauważyłam w związku z Jeżycjadą, że od pewnego dłuższego już czasu przy czytaniu tej sagi rodzinnej mniej zwracam uwagę na perypetie młodzieży a znacznie więcej poświęcam jej ( tej uwagi - Łusia się  kłania z dookresleniem ) dorosłym bohaterom i ze zdziweniem dochodzę do wniosku ,który mnie sama trochę zaskakuje. Najbardzej lubię Gizelę i Felicję no i tak mało przez większość przynajmniej,lubianego Bernarda. Wracając do samej "Kalamburki" ,czytam ją po raz sama nie wiem który, i zawsze ale to zawsze znajduję coś co umknęło mi poprzednio, jest to jeden z moich ulubionych tomów i wcale ale to wcale nie uważam że Jeżycjada od tego tomu się psuje.A Łusia jest przeuroczym dzieckiem :-)

     Do przeczytania "Wspomnień wojennych" Karoliny Lanckorońskiej szykowałam się długo, właściwe nie szykowałam się  tylko szukałam tej pozycji b.długo. Juz przedmowa mi to wynagrodziła :
  "Tekst początkowo  był napisany z myślą o wydaniu angielskim.Kazałam przetłumaczyć kilka ustępów i przedstawiłam je dwóm wydawcom.Obaj z miejsca odrzucili z uzasadnieniem, że tekst jest zbyt antyrosyjski. Po kilku latach znów przedstawiłam go dwóm innym angielskim wydawcom .którzy także odmówili ,tym razem z uzasadnieniem ,że tast jest zbyt antyniemiecki"  ***

  " Wiem że inni przeżyli o wiele  więcej - ne byłam w Oświęcimiu ani w Kazahstanie - ale też wiem ,że każda sumienna relacja wnosi szczególy nowe do obrazu owych lat" ***  
 
   No i jak miałam jej nie przeczytać? Nie da się,nawet już nie wspominając o tym że jest to tematyka którą żywo się interesuję ( słowo lubię mi nie pasuje z wiadomych względów) ale tak skromnej osoby a zarazem wielkiej i odważnej nie można nie szanować a nawet lubić trzeba i obowiąkowo wspomnieninia poznać. Słowa te o Ośwęcimiu bowiem napisała była więzniarka Ravensbruck ,na wakacjach tam raczej nie była a jednak "Nie byłam w Oświęcimiu ..." napisze ,jakby się tłumacząc.

    

   
     Czuję się jak ten osiołek co mu w" żłoby dano" bo co tu wybrać jak wszystko równie pociągające ,no .... to dalej czytam partiami.

  
    Cytaty pochodzą  książek :

   * Ewy Marcinkowskiej - Schmidt "Śliwki robaczywki"
 ** Małgorzaty Musierowicz "Kalambuka"
***Karoliny Lanckorońskiej "Wspomnienia wojenne" 

___________________________________________________________________________
  Na marginesie:
  Mam pomysł na wyzwanie , nie mam pojęca czy się komuś spodoba, kombinuję wymagania którym dam radę sprostać i będę sobie czytać określone książki,jeśli ktoś będze chciał dołączy jeśli nie to będę sobie czytała sama,najwaniejsa jest dyscyplina . Podpowiem że wyzwanie to będzie związane z Małgorzatą Musierowicz.

  
             

 
   
   

2 komentarze:

  1. Cudne te cytaty, można sobie wszystko wyobrazić. A do "Kalamburki" miałam kilka podejść, ale w końcu się udało. Jest zupełnie inna niż pozostałe tomy "Jeżycjady", może dlatego był problem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kalamburkę" polubiłam tak po drugim czytaniu od końca właśnie. Czytanie tradycyjne mnie irytowało. Co do cytatów lubię takie właśnie opisy że "wszystko można sobie wyobrazić" ;-)

      Usuń