Chciałam dzisiaj sprawić córce niespodziankę i zabrałam ją do szkolnej biblioteki. Wyszło tak że szkoda mówić. Okazuje iż moje dziecię mimo iż chodzi do zerówki w szkole nie może korzystać ze szkolnej biblioteki. Mało tego z biblioteki tej nie mogą korzystać również pierwszoklasiści , tzn. mogą ewentualnie w drugim półroczu. W pierwszym nie ma takiej możliwości a i wyjątku Pani nie mogła zrobić.
Ok wiem istnieją biblioteki osiedlowe , należymy do kilku w tym dwie mamy dość blisko i jestem tam stałą bywalczynią córka również. Jednak chciałam by korzystała ze szkolnej biblioteki z kilku względów. Wygoda znajduje się raczej na końcu listy, choć nie ukrywam też gra rolę. Chodziło mi raczej o wyrobienie w córce nawyku wypożyczania książek właśnie tam . Po drugie zawsze uważałam że liczenie jako przeczytanych książek przez dziecię, tylko tych wypożyczonych w szkole, jest nie w porządku. Zawsze, przynajmniej do jakiegoś czasu czułam się poszkodowana bo czytałam o wiele więcej niż osoby zdobywające wyróżnienia. Po prostu korzystałam z wypożyczalni osiedlowych. Podobnie mój syn , stąd i pomysł z tym by córka odruchowo niejako wypożyczała książki w szkole.
Jeśli chodzi o same biblioteki zna je dość dokładnie, zna zasady działania , wie w naszych stałych źródłach gdzie szukać interesujących ją pozycji. Chciałam by z taką samą radością traktowała szkolną wypożyczalnię a tu niespodzianka.
A może ja przesadzam , bo na co dzieciom jeszcze faktycznie nie umiejącym czytać biblioteka ? Po co im oglądanie książeczek ,jeszcze będą w domu marudzić że chcą by im czytać. Nie daj Bóg coś im się spodoba i będą tak długo męczyć rodziców aż kupią im własne.A jeszcze większa tragedia jak chciałby taki jeden z drugim by ukochaną serię miała i udostępniała właśnie szkolna biblioteka. No i wyobraźcie sobie co by się działo gdyby te szkraby chciały regularnie korzystać z księgozbioru, toć książka nie kamienna już jest a to się podrze , a to zalać ją można o rysunkach nie wspomnę. No i nawet przecie jak idealnie traktowana to może nie wytrzymać naporu regularnej lektury i rozpaść się i co wtedy !!!
Rozumiem wiele rzeczy , rozumiem naprawdę ,ale tego dlaczego dziwimy się iż czytelnictwo spada ( to w statystykach ) przy takim traktowaniu potencjalnych miłośników, nie rozumiem. Ono nie tyle spada co schodzi do "podziemi" , o ile oczywiście w domu się czyta , korzysta się z książek i dzieci chadzają do bibliotek i księgarni niczym do piekarni. Jednak co z tymi dziećmi , których rodzice nie zaprowadzą i nie pokażą, gdzie w domu nie ma książek a zatem nie ma przykładu. Gdzie te dzieci mają się w ogóle dowiedzieć o takim przybytku kultury? Kiedyś za dawnych dobrych czasów bywało cos takiego jak lekcje biblioteczne no ale to wymaga wpuszczenia w te ,na razie, naszym milusińskim niedostępne progi.
Tak myślę może nie wiem a pod nosem mam skarb i w czeluściach regałów kryją się białe kruki , woluminy i inkunabuły warte nawet nie jednej ale i dwóch wsi ? Co tam wsi , miast, dużych miast dodajmy. Bo inaczej nie chcę sobie tego tłumaczyć, bo jak mam uwierzyć że komuś zwyczajnie się nie chce, bo co, bo nie warto czy jak ? Tylko niech nas proszę państwa potem nie dziwią statystyki.
I jeszcze, nie dziwmy się jeśli drugoklasista nagle zagnany do biblioteki i zmuszony do przeczytania nawet i tylko trzydziestostronicowego dzieła nie zrobi tego z zapałem, ba dziwić się będzie skąd nagle taki zryw i przymus czytania. Książki kształcą? Rozwijają wyobraźnię , są wartościową formą spędzania czasu ? Naprawdę ? Tylko dlaczego dopiero teraz ? A przedtem były złe a może to ja nie byłem dla nich dość dobry ?
To co o statystykach myślę to już odrębny temat :-)
Ręce zwyczajnie opadają...
OdpowiedzUsuńAno opadają a z tych opadających rąk książki nie wypadają a tak by wypadały. Jacy przewidujący ludzie w tej szkole, no patrzcie państwo ;-)
UsuńWcale się nie czepiasz i nie przesadzasz.
OdpowiedzUsuńSama jestem bibliotekarką szkolną, mamy też w szkole zerówkę, ale... zakładam kartę czytelnika każdemu chętnemu uczniowi. Dzieci klas II - VI mają karty "z automatu", natomiast dzieciom z klas O - I zakładam w miarę potrzeb. Nie wymagam obecności rodzica, bo przecież gdy przyjdzie do mnie dziecko na przerwie, to wiadomo, że chodzi do mojej szkoły, a nie przyszło z ulicy.
W tej grupie są dzieci, którym książki czytają rodzice czy rodzeństwo, takie, które tylko oglądają ilustracje, ale także te dla, których samo wypożyczanie i bieganie co chwilę do biblioteki jest świetną rozrywką - w tym przypadku liczę, że z czasem któraś z książek zainteresuje dziecko i będzie początkiem wspaniałej czytelniczej przygody.
Co do liczenia przeczytanych książek to uwzględniam "listy" tytułów przeczytanych z zasobów własnych lub biblioteki miejskiej. Czasem pytam, który z tych tytułów dziecko najbardziej by mi poleciło (żeby sprawdzić czy cokolwiek z tego czytało) - oczywiście znam już swoich czytelników i wiem kto czyta naprawdę, a kto próbuje podnieść sobie statystyki.
Dodatkowo w przypadku grubych książek (powyżej 200 kartek) za każdą kolejną pełną setkę stron wpisuję + 1 książka w karcie czytelnika, bo zdarzało się, że w jednej klasie ktoś przeczytał 4 tomy Koszmarnego Karolka, a ktoś inny "tylko" "Harry Potter i Książę Półkrwi", więc sama rozumiesz...
Proponuję podejść do dyrektora placówki i przedstawić swoje argumenty, najlepiej jeśli zaczniesz od tego, że "pomyślałaś, że w związku z Rokiem Czytelnika szkoła mogłaby wprowadzić zmiany w regulaminie biblioteki, by szkoła mogła pracować nad budowaniem u najmłodszych uczniów nawyku czytania...".
Ale powiem Ci, że nawet w moim mieście znajdują się szkolne biblioteki, w których nie ma wolnego dostępu do regałów :(
Widać że Tobie się chce a tu jadą po najmniejszej linii oporu. Ja nawet nie czepiam się bezpośrednio bibliotekarek bo jak znam życie one tylko wykonują polecenia z góry. Pytanie czy jest w ogóle sens pchania się ze swoim zdaniem i to nie tylko mam na myśli córkę ale i to co myślą o tym inni rodzice bo być może wcale nie odczuwają braku.
UsuńDziwne co najmniej. W mojej podstawówce nie było takich idiotycznych ograniczeń. Poszłabym do dyrektora chocby po to żeby usłyszeć co ma do powiedzenia. Pewnie sam nie wie skąd taki pomysł.
OdpowiedzUsuńTeż się dziwię , no cóż trza się przystosować :-)
Usuń