Dociera i nie dociera do mnie jednocześnie śmierć Stanisława Barańczaka. Wiem że nie żyje a jednocześnie nie umiem tego przyjąć do wiadomości. Być może dlatego że poza genialnym umysłem , pięknymi poetyckimi przekładami i zabawami słowem kojarzy mi się ta postać ze wspomnieniami Małgorzaty Musierowicz. Widzę małego Stasia uczącego się pisać i czytać za pomocą dżdżownic i patyka z udziałem rzecz jasna starszej siostry. Widzę też młodzieńca zakochanego w słowie , w literaturze. Tworzącego nie tylko wiersze ale i układającego krzyżówki , kiedy ich rozwiązywanie przestało już wystarczać. Nie umiem oddzielić emocji wzbudzanych przez te wspomnienia.
Pamiętacie "Książki najgorsze" ? Świetna lektura , serdecznie polecam. Cały czas szykowałam się do kupna całego Szekspira przełożonego przez pana Stanisława , dotychczas na mojej półce gości mieszanka Słomczyńskiego i Barańczaka właśnie, szkoda że właśnie tak smutne wydarzenie mnie zmotywuje do kupna wreszcie. Pamiętam dyskusje z moją polonistką na temat przekładów autorstwa tych dwóch genialnych (w każdy w swoim gatunku) twórców.
Pani Małgosiu serdeczne wyrazy współczucia , cóż z tego że rozum ten fakt przyjmuje jeśli dusza na to nie pozwala.
Nie wierzę , po prostu nie wierzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz