sobota, 12 stycznia 2013

"Waldorff ostatni baron Peerelu" Mariusz Urbanek

   

    Mariusz Urbanek
   Urodzony 18 pazdziernika 1960 roku publicysta i pisarz z wykształcenia prawnik ( cóż za przypadek) autor wielu książek biograficznych m.in. o Wieniawie - Długoszewskim,Julianie Tuwimie,Leopoldzie  Tyrmandzie  czy ostatnio doskonale znana wszystkim choćby tylko z tytułu i przyciągającej wzrok okładki książka "Broniewski.Miłość,wódka ,polityka". Piszący z pasją, doskonale znający temat i przynajmniej w przypadku Jerzego Waldorffa zachowujący obiektywizm o co nie łatwo znając zakręty życiowe i zawirowania poglądowe bohatera.
  Mariusz Urbanek , takie odnoszę wrażenie doskonale czuje się wśród bohaterów napisanych przez siebie książek,Nic dziwnego wybiera same wspaniałe ,tajemnicze i pociagające postaci.Dzięki talentowi i umiejętności opowiadania nawet najprostszych rzeczy w sposób niezwykły przyciaga czytelnika i nie pozwala mu się oderwać aż do ostatniej strony.


     Jerzy Waldorff 
 Urodzony 4 maja 1910 roku zmarł 29 grudnia 1999 roku, przyszedł na świat w Warszawie i również w Warszawie pożegnał się ze światem. Pisarz,publicysta , krytyk muzyczny i prawnik. Sam jak mawiał obawiał się że będą go nazywać najlepszym muzykiem wśród prawników i najlepszym prawnikiem wśród muzyków. Serce swe oddał ostatecznie muzyce  był temu wyborowi wierny do ostatka. Był osobą wobec której nie pozostawało się obojetnym, charakterystyczna uroda, sposób ubierania jak i  mówienia od głosu poczynajac na temacie i sposobie omawiania kończąc. Oryginł po prostu.Do dziś spotykam się z tym że ktoś może i nie zna nazwiaka ale jak tylko ujrzy zdjecie czy fragment programu natychmiast kojarzy " A to Ten od muzyki" ewentualnie muzykę zastapić z czystym sumieniem możemy Powązkami.


      Autor : Mariusz Urbanek
      Tytuł : "Waldorff ostatni baron Peerelu"
      Wydawnistwo : Iskry
      Rok wydania : 2008

          Książka jest po prostu świetna, z jednej strony oczywiście to zasługa samego Jerzego Waldorffa ( Jerzy Preyss własć.) ,któż nie chciałby dowiedzieć się czegoś o Nim , człowieku wielkiej kultury i klasy ? Z drugiej idealnie wpisał się w to dzieło autor, czuć pasję i zainteresowanie tematem. Od letury nie można się oderwać, z każdą stroną rośnie ciekawość co jeszcze mógł wymyślić Jerzy, czym jeszcze mogł się zająć. Bo zajmował się wszystkim co doskonale widać w felietonach przez Niego pisanych. Zarówno muzyką jak  handlem ,sztuką, polityką szeroko rozumianą sprawiedliwością ach można wymieniać bez końca.
      Oczywiście są i fakty niewygodne takie choćby jak książka "Sztuka pod dyktaturą" ,której do dziś chyba wielu mu nie wybaczyło. Sam mawiał po latach  : "Młodości własnej, głupiej,można się wstydzić,ale nie nalezy jej ukrywać..."  mając na myśli swój zachwyt nad Włoskim faszyzmem ,współpracę z "Prosto z mostu"  własny antysemityzm i polemiki tego tematu dotyczące.

    Lata pod okupcją udowodniły że, jak często zresztą, pozory mylą , wystarczy spojrzeć na Zofię Kossak - Szczucką antysemitkę która za pracę na rzecz ocalenia żydów przez powołanie Tymczasowego  Komitetu  Pomocy Żydom w efekcie przeształconym na Radę Pomocy Żydom  "Żegotę" dostała po wojnie medał "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" . Więziona w Auschwitz i na Pawiaku, skazana na smierć i ocalona w 1944 roku. Jest najleposzym dowodem na to że różnie losy nasze się plotą. Zresztą o ile dobrze pamietam Władysław Bartoszewski w jednej ze swych książek wspomina że nie przestała być antysemitką. To jednak rzecz do sprawdzenia.
   Wracając do tematu, Jerzy Waldorff brał udział w życiu muzycznym w czasie lat okupacji działając w ruchu oporu, czasem świadomie czasem nie zdając sobie sprawy z zakresu działań ukrytych pod pokrywką koncertów i przedstawień. Latem 1941 roku zaczął działać w RGO ,tóra opiekowała się rodzinami uwięzionych żołnierzy.
   Autor przytacza rozmowę Waldorffa z Tomaszem Racziem o pierwszej łapance z której cudem uszedł wolno :

   " Ausweiss - zażądali żołnierze.
    Pokazał papiery i staranną niemczyzną powiedział, że jest aplikantem adwokackim u profesora prawa rzymskiego na Uniwersytecie Warszawskim.To,w zestawieniu z niemiecko brzmiącym nazwiskiem ,spowodowało ,że żandarm natychmiast zmienił formę ,w jakiej zwracał się do Waldorffa ,z Du ( ty) na Sie ( pan) .
   - Pan jest Niemcem - powiedział.
   - Nie,Polakiem. - odparł Waldorff.
  - Jak to,takie nazwisko,i tak Pan mówi po niemiecku?
  - Proszę Pana,ja o wiele lepiej mówię po angielsu i francusku.
  >>Niemiec tak zdębiał że mnie puścił<< - wspominał po latach" 

   Z jednej strony wydaje się że nie było tak zle ,gdy się czyta o koncertach, spotkaniach w prywatnych mieszkaniach gdzie alkohol przelewał się litrami wśród  nazwisk kojarzących się zdecydowanie z bardziej oficjalnym i kulturaalnym towarzystwem jak choćby Czesław Miłosz,Jerzy Andrzejewski ...
  Z drugiej przejmujące są opisy panującego strachu, biedy ,niedożywienia czy wręcz głodu co wydawałoby się Waldorffowi nie groziło a jednak wraz z Mieczysławem Jankowskim zmuszeni byli zjeść swoich ukochanych pupili Pamfila i Dezyderego. Pozostawię wasej ciekawości informację jaie zwierzątka padły tu ofiarą. Zanim odezwą się głosy potępienia przypomnę że nie było to rzadkie w tamtych czasach choćby Alina Janowska wspominała pewnego pekińczyka, Pimpusia bodaj.

  
   W książce jak w życiu raz jest tragicznie, innym razem wesoło czasem przez łzy ale jednak.Wyobrazcie sobie kartę dań w eleganckiej restauracji gdzie "Kura" została uzupełniona o literkę "w" ,w giczy cielęcej "g" zastąpiono "p" . Tak się bawili pracownicy "Przekroju"  o czym również mozna przeczytać w tej biografii.

   Myli się ktoś kto pomyśli że po wojnie zapanowała nuda, praca dla kolejnych czasopism,ksiązki,programy jak i interwencje ( jak dziś byśmy to określili) w sprawach beznadziejnych  wypełniały czas.

   Czego może trochę mi brakowało, muzyki ale tylko trochę. Wszak jak widać nasz baron żył nie tylko muzyką.Zasmuciło mnie to że jak się okazało Jerzy Waldorff przyjaznił sę z Konstatntym Ildefonsem Gałczyńskim, niejednokrotnie ratując go w tarapatach a z nieznanych bliżej przyczyn w czytanych biografiach Gałczyńskiego nie ma o tym ani słowa. Dlaczego? Kira Gałczyńska w żadnej ze swych książek o tym nie wspomniała ? Pamiętałabym ,zatem nie opieram się tylko na słowach pana Urbanka.

    Pasją Jerzego była również sztuka , zabytki czego najlepsym dowodem samo mieszkanie w którym już po 1999 roku Mieczysław robił porządki według zaleceń ukochanego ale i najgłośniejsze poza działalnością z dziedzny krytyki muzycznej, dzieło Waldorffa Cmentarz Powązkowski. 

    "Waldorff chciał by ,żeby chowano go przy dzwiękach muzyki Karola Szymanowskiego.>>Jesli toś mi nad grobem zagra Marsza żałobnego Chopina,to wstanę, uchylę wieko i bedę kąsa<<ł" 

      
Najbardziej charaterystyczne dla Niego i dające równiez dowód poczucia  humoru jest epitafium ,które sobie wymyślił:
  
                                                           TU LEŻY
                                                 WALDORFF JERZY
                          KTÓRY MIAŁ RZĄD W MINIPOSZNOWANIU
                                                       LEŻ DRANIU !  

      Lektura obowiązkowa ,ocena ksiązki : 6/6


        

   
    Ksiązka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e - pik  , książka ,której wątek oparty jest na wydarzeniu autentycznym

                

  

  
  


   

  
  
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz